czwartek, 10 października 2013

apdejt do poprzedniego wpisu i kilka drobiazgów

Zapomniałam wspomnieć o jeszcze kilku zmianach, które nastąpiły po tych pierwszych 3 miesiącach. Tygryskowi ropiało oczko, myślałyśmy, że grzebie sobie w nim brudną łapką, ale okazało się, że to zatkany kanalik łzowy, miał się odetkać maksymalnie do ukończenia roku - odetkał się dosłownie dzień po ukończeniu 3. miesiąca :) I jeszcze jedno, co nie pamiętam dokładnie kiedy się skończyło, ale też jakoś niedawno - chłopcy chyba od urodzenia ciągle wydawali takie dziwne, gardłowe dźwięki, jakby.... parli :) ciągle stękali i stękali, w dzień i w nocy. Nadal nie wiem, czy inne dzieci tez się tak zachowują, czy to normalne - zawsze jak pytałam, kogokolwiek, byłam jakoś zbywana, jakby to było dziwne, ale wstydliwe? Gdzieś wyczytałam, że dzieci rzeczywiście prą, że jest to związane z niedojrzałością układu pokarmowego i wydalania... tak czy inaczej - jakoś w okolicach właśnie końca trzeciego miesiąca niepostrzeżenie zaprzestali tych dziwacznych praktyk :) W tym samym czasie skończyły się też problemy kolkowo-bąkowe.

Jesteśmy po wizycie u neurologa. Trochę się jej obawiałam, jak każdej wizyty u lekarza z dzieciakami. Pan Doktor ma bardzo dobre opinie, znany jest jako świetny specjalista ale przyznać muszę, że jest lekkim oszołomem :) W każdym razie nie znalazł nic niepokojącego poza małymi napięciami w karczkach, wygłosił mnóstwo niepochlebnych opinii pod adresem swoich kolegów po fachu i polskiej służby zdrowia. Ale to właśnie jest istotne - gdybyśmy się z nim spotkali wcześniej prawdopodobnie byłoby inaczej i może byśmy wylądowali na jakiejś rehabilitacji. Jeszcze przed dwoma tygodniami Smoki zachowywały się nieco inaczej, byli bardziej spięci, mieli ciągle zaciśnięte łapki, Koralik podczas jedzenia zwijał się w rogalik, Tygrysek za to był jak kołek. Teraz zaczynają się zachowywać jak "normalne" dzieci, neurolog nie ma pretensji i nikt nas nie będzie męczył żadnymi ćwiczeniami.

Mimo tego, że przeczytałam sporo mądrych książek i mnóstwo artykułów o dzieciach nie byłam przygotowana na niektóre rzeczy. Niby czytałam, że dzieci zaraz po urodzeniu nie są tak urocze, jak te z reklam, ale nikt wcześniej nie powiedział mi o tym, że w trakcie tych pierwszych kilku tygodni dziecko nie dość, że podwaja swoją wagę to jeszcze "zmienia skórę"! W związku z tym taki malutki brzdąc na początku jest mało atrakcyjny, bo cały się łuszczy, gubi urocze włoski, z którymi się urodził, ma uczulenie na wszystko albo potówki, więc jest cały w krostkach. Poza tym dość długo prostują się, rozprasowują zagniecenia, przez to dziecię zmienia się niesamowicie. Koralik miał w brzuchu moim troszkę gorszą pozycję niż Tygrysek, który od razu ułożył się głową w kanale. Mała główka była wciśnięta miedzy moją miednicę w ramie brata i dość poważnie się zniekształciła. Byliśmy tym mocno przejęci, a nawet przerażeni. Lekarze zapewniali, że to samo ustąpi, jednak jakoś tak...bez przekonania. A jednak - dziś Koraliczek jest wyjątkowo kształtny i prześliczny!

Konkludując - polecam wszystkim młodym rodzicom przeczekać pierwsze miesiące z wprowadzeniem swoich pociech "na salony", a wtedy możecie liczyć na bardzo szczere ochy i achy nad ich urodą ;)

wtorek, 8 października 2013

Magiczne granice czasu

Czas leci jak szalony. Minęły kolejne dwa tygodnie, te, których najbardziej się bałam - nasz powrót do domu bez mojej Mamy i próba poradzenia sobie z rzeczywistością samodzielnie. Były momenty, że rzeczywiście się bałam tej przyszłości, ale jednak byłam przekonana, że dam radę - przecież nie ja jedna mam dwójkę małych dzieci jednocześnie. Uważam, że matki dwojaczków (nie wspominam o pozostałych wieloraczkach ;) ), są szczególnie doświadczane przez los, ale przecież jeśli ma się jedno maleńkie a drugie jednoroczne, czy dwuletnie, to sytuacja jest podobna! A może nawet trudniejsza, bo dzieci maja wtedy zupełnie inne potrzeby i nie można - tak jak w naszym przypadku - położyć ich razem na macie edukacyjnej, albo namówić do wspólnej drzemki i mieć chwilę spokoju, spacer na pewno jest bardziej wymagający niż wożenie dwóch niemowlaków śpiących w gondolkach... Ale wracając do mnie - miałam czasem wrażenie, że tylko ja wierzyłam, że mi się uda. Mój Tata powtarzał ciągle, że nie dam rady, tak często to mówił, że sama zaczynałam tak myśleć... nie miał na myśli nic złego, martwił się. Ale jednak radzimy sobie - będąc sama wznoszę się na wyżyny swoich organizacyjnych zdolności, jestem opanowana, każdy dzień mam zaplanowany a plan zazwyczaj wykonany :) Codziennie jest czas na zabawę, długi spacer, przytulanie, obowiązkową kąpiel. To z dziećmi, ale ponadto jeszcze znajduję czas na odciąganie mleczka dla Koralika (już przestałam walczyć z nim o cycka..), bieżące zakupy, pranie i przygotowanie obiadu. Jestem z siebie całkiem dumna, choć może się niektórym wydawać, że to wszystko pikuś - ja uważam, że wykonuję kawał dobrej roboty. Czasem plany mi się sypią, np. kiedy chłopcy wyjątkowo uatrakcyjnią mi noc i w efekcie śpię tylko 2 godziny. W takie dni jestem padnięta, fizycznie nie starcza mi siły, żeby unieść to wszystko. Nawet w dobre dni mam problem z tym, że organizm czasem się czasem buntuje - kręgosłup boli, kolana wysiadają, głowa pęka, piersi wymaltretowane. Zapytano mnie ostatnio, czy dosypiam sobie w ciągu dnia, ale niestety przy dwójce dzieci nie ma takiej opcji - rzadko są tak zsynchronizowani, żeby spać jednocześnie, jest dobrze jeśli drzemki pokrywają się choć w połowie - jest czas na gotowanie, ogarnięcie mieszkania. Zazwyczaj niestety jedno śpi, a drugie skacze ;)
Ale nawiązując do tytułu - znów mnie zaskoczyło to, że w moim przypadku, a także najwyraźniej w przypadku naszych dzieci, granice czasowe opisane w książkach sprawdzają się dość dokładnie. Kiedy byłam w ciąży te książkowe etapy były dość wyraźne: po pierwszym miesiącu zaczęły się mdłości, minęły dokładnie po 12 tygodniach, po bardzo trudnych 6 tygodniach połogu poczułam się nagle zdrowa i silna, było jeszcze kilka takich drobiazgów. Miałam nadzieję, że to się też sprawdzi w przypadku chłopców i po pierwszych 3 miesiącach przekroczą magiczną granicę, za którą będzie troszkę inaczej, może nawet łatwiej. Znajome mi osoby próbowały uświadamiać mnie i przygotowywać na rozczarowanie - przecież w przypadku dzieci nie ma mowy o takiej drastycznej zmianie, poza tym - jedne dolegliwości odchodzą, inne się pojawiają, ciągle coś... A tu jednak - minęły 3 miesiące a moje Smoki są zupełnie innymi dziećmi! Koralikowi prawie ustąpił refluks, przepuklina nagle zaczęła się cofać, sen w nocy się wyregulował. Tygrysek nie miał w sumie żadnych specjalnych dolegliwości niemowlakowych, więc po prostu chłopak rośnie i się rozwija zgodnie z planem :) Teraz już tylko obserwujemy, jak co dzień inaczej się śmieją, więcej gadają, coraz dłużej leżą na brzuszkach i wyżej podnoszą główki, coraz więcej kontaktu z nami potrzebują (uwielbiają wierszyki Brzechwy, które były też moimi ulubionymi w dzieciństwie).
W tym tygodniu mamy wizytę u neurologa, pediatry i kolejne szczepienia, dowiemy się, kiedy czeka nas następna granica - wprowadzanie nowego jedzenia.
Ciągle nie napisałam nic o karmieniu piersią... muszę to zrobić zanim zapomnę o całym temacie... mam wrażenie, że to już powoli zbliża się koniec...
Nadchodzi północ i pora karmienia Latorośli - dobranoc :)