czwartek, 11 grudnia 2014

Przegląd stanu Smoków na grudzień 2014

Chłopcy niedługo skończą 1,5 roku. 18 miesięcy lada moment będzie za nami i teraz nie wiem, kiedy to zleciało. Opisanie ich nie będzie tak proste jak rok, czy nawet pół roku temu. Teraz są to młodzieńcy o bardzo już skomplikowanych charakterkach, indywidualności w pełnym tego słowa znaczeniu.
Ale biorąc pod uwagę cel istnienia tego bloga powinnam skupić się na mowie.
Początkowo wydawało się nam wszystkim, że Tygrys bardzo jest do przodu w temacie komunikacji werbalnej, że dużo mówi i rozumie więcej niż dzieci w jego wieku. Koralik za to głównie powtarzał to, czego nauczył się jego brat. W pewnym momencie zaczęłam obserwować coś, co przypominało legendarną "tajemną mowę bliźniąt" - chłopcy używali przedziwnych słów na określenie jakichś przedmiotów (np. zegar nazywają nadal "gęgą") a ja zastanawiałam się tylko jak oni doszli do tego, że obaj używają takiego dziwacznego słowa, jak to ustalili? Teraz sprawa wygląda nieco inaczej, bo Koralik ujawnił, że potrafi dużo lepiej wymawiać nowe słowa i dużo chętniej próbuje naśladować co do niego mówimy. Tygrys nadal jest bardziej zaangażowany w interakcję, nadal mam wrażenie że troszkę więcej rozumie, ale czasem wydaje mi się, że wstydzi się spróbować powiedzieć jakieś nowe słowo (choć podobno dzieci się nie wstydzą, wstyd to zachowanie społeczne nabyte z wiekiem?).
Koralik jest zupełnie zafiksowany na punkcie samochodów - najchętniej nimi się bawi, o autach czyta książki, uwielbia gazety w których jest dużo zdjęć aut. Tygrys nie przejawia specjalnych zainteresowań poza uwielbieniem dla jedzenia (już mi go żal, bo wiem chyba jaka przyszłość go czeka....).
Każdy kolejny dzień jest przygodą mając dwóch takich jak Smoki :)
Myślałam o spisaniu słów, których potrafią aktualnie użyć, ale chyba jednak ich słowniki są zbyt bogate. Ciekawe jednak jest to, że od jakiegoś czasu zaczynają tworzyć proste zdania, np. nie ma taty, brumbrum jadą, kaka stoi, kotek mniammniam. Rozczulające jest zaangażowanie, z jakim wypowiadają te zdania, jakby czuli moc, którą zdobywają razem z umiejętnością komunikowania się. Drugą niesamowitą rzeczą jest fakt, że dzieci zupełnie naturalnie i bez jakichś etapów pośrednich, płynnie  równolegle z nowym słownictwem uczą się gramatyki! Takie małe bąble odmieniają słowo mama w zależności od sytuacji: nie ma mamy, mamo mamo (wołanie), mama (jak wchodzę do pokoju), mami (jak chcą się poprzytulać). W ten sposób używają też innych słów i najzabawniej chyba wychodzi to z brumbrumem - są brumbrumi w l.mn., nie ma brumbruma, i dość zagadkowe słowo "brumbruminiu", które...chyba jest zdrobnieniem?
Nadal najważniejszą zabawą, przyjemnością i narzędziem poznawania świata są książeczki. Mamy ich więcej niż zabawek, osobny kosz w pokoju, osobny w kuchni, oddzielna kolekcja w sypialni i u babci. Chłopcy domagają się czytania kilka razy dziennie a najbardziej lubią taki sposób czytania, który ich angażuje - w pokazywanie, nazywanie, uzupełnianie opowieści. Prześcigają się w tych zabawach, wspólnie wykrzykują ulubione zdania, pokazują paluszkami szczegóły i szczególiki, wynajdują ciągle nowe ciekawostki w obrazkach, odpowiadają na pytania.

Za tydzień zaczynamy świętowanie - Tata przyjeżdża na ponad dwa tygodnie, udekorujemy mieszkanie światełkami i postawimy choinkę (mam już plan awaryjny na wystawianie jej na balkon, w razie zbyt agresywnego uwielbienia dla jej powabu :) ). Bardzo jestem ciekawa, jak Smoki zareagują na te wszystkie atrakcje.

Tymczasem... borem lasem, idę spać bo pobudka o 7 rano... mamoooooo, mamooooo ;)

niedziela, 7 grudnia 2014

jak miło :)

Trochę mi zajęło znalezienie czasu na ten post w sumie dwa miesiące. Historia jest taka....
Przez prawie dwa miesiące zwodziła nas pewna pani, próbując sprzedać swoje mieszkanie. Wyglądało wszystko pięknie, ale okazało się, że jej zobowiązania przerastają możliwości. Szkoda trochę, że nie była szczera, ale może dobrze wyszło, bo zmusiło nas do powzięcia niespodziewanych decyzji i podsunęło nam ciekawe rozwiązania. W chwili, kiedy byliśmy już postawieni pod murem  musieliśmy zdecydować czy realizować plan, czy wracać do Warszawy, sprawy musiały się potoczyć błyskawicznie. Czasem gdy jestem na zakupach zdarza się, że w pierwszym sklepie znajdę coś fajnego, ale mam nadzieję, że będzie lepiej, ostatecznie wracam do tej pierwszej opcji z poczuciem zmarnowanego czasu, ale zazwyczaj z satysfakcją, że sprawdziłam wszystkie opcje. Tak było i tym razem. po nieudanej transakcji z panią "złodziejką czasu", postanowiliśmy zaryzykować i złożyć ciekawą propozycję w pierwszym zwiedzanym tu mieszkaniu. Przemili Państwo Gospodarze zgodzili się. Tym sposobem od miesiąca dokładnie mieszkam w ślicznym kątku, który traktuję już jak swój własny (chociaż jeszcze chwilkę zajmą nam formalności). Sprężył się mój mąż, rodzice stanęli na wysokości zadania i dzięki temu mam przecudne 50 m2, które uwielbiam. Długa byłaby opowieść o zakupach wyposażenia, montowaniu i przeprowadzce od rodziców, co zorganizowaliśmy w ciągu kilku dni, więc podaruję... Efekt jest, moim zdaniem, kapitalny :) Mieszkanko dostaliśmy w stanie takim, że tylko wstawić kilka mebli i mieszkać - ładnie odremontowane, przyjemnie w każdym kącie, podatne na własne aranżacje. Umościłam się tu jak w przysłowiowym gniazdku i mam nieopisanie wiele przyjemności :) Układam się w szafach, dekoruję okna, kupuję drobiazgi. Nie ukrywam też, że cieszę się chwilowo statusem kury domowej, na utrzymaniu męża, zajmuję się dziećmi, sprzątam i gotuję. Właśnie - po prawie 2 latach znów chce mi się gotować, piec i pichcić. Jedynym minusem jest weekendowy mąż i tata, ale to była część planu od początku, więc nie mogę narzekać. Co więcej (wiem, że to paskudne), trochę na początku się cieszyłam z samotnych wieczorów... teraz jednak już tęsknię za czasem z mężem, bo nie tylko go kocham, ale lubię bardzo.
Najbardziej jednak cieszy mnie, że Smoki polubiły to miejsce od pierwszej chwili. Rozkład mieszkania wymusił na nas rozdzielnie się w nocy - my śpimy w dużym pokoju, chłopcy sami w swoim pokoiku. Dla mnie oznacza to wędrówki nocne, ale też zastanawiam się dwa, albo i trzy razy zanim pobiegnę w odsiecz przeciw zagubionym smoczkom, odkrytym kołderkom i innym niedogodnościom. Chłopcy stają się bardziej samodzielni w nocy. W dzień korzystają z wielkiego placu zabaw, jakim stało się mieszkanie. Radzimy sobie całkiem nieźle, chociaż potrzebujemy ciągle pomocy przy spacerach, ale tu doskonale sprawdza się Prababcia która mimo 80 lat na karku uczy chłopaków rzucania śnieżkami w mamę, wynajdywania najdoskonalszych patyków, rozpoznawania ciekawych kałuż i kolekcjonowania kamieni. Zupełnie jak Dobra Wróżka :)
Tyle na dziś, kolejny post wreszcie o Smokach.

piątek, 3 października 2014

czekając na....

jesteśmy w zawieszeniu. Czekamy na decyzje, na zobowiązania, na rozwiązania. Kąty są, tylko musimy je usidlić. Widzę je jak fatamorganę na pustyni, pełną szczęścia i spełnienia. Planuję remonty i inne zakupy. Mam nadzieję, że teraz się uda. Czuję pył na języku i pragnę kropli wody - chociaż umowy przedwstępnej i możliwości ulokowania swoich gratów.
Niedawno Tygrys zaczął nazywać swojego brata i mam wrażenie, że o uwolniło to w nim nowe pokłady komunikacyjne. Ciągle chodzi i pyta "buba?" A Buba przykleił się do mamy, co jest moim ogromnym szczęściem, bo dotychczas mogłam dla niego nie istnieć. Teraz nie puszcza mojego palca, ciągle musi być blisko mnie. Czyli wszystko gra.
za dużo na głowie na tę chwilkę.
do usłyszenia po rozwiązaniu :)

piątek, 12 września 2014

Czyżby...?

wierzyć się nie chce, albo raczej chce się ale trochę strach, że się zapeszy czy coś.... Smoki zaczynają przesypiać noce, bez mleczka. Tygrys już od tygodnia regularnie śpi od wieczora do rana (no, chyba że zęby) i nie pije mleka w ogóle, co więcej - śpi do 7-8 rano! Już wcześniej mu sie zdarzało, ale teraz to już chyba na stałe. Od kilku nocy jednak wysypiam się normalnie, bo i Koralik 3 ostatnie przespał prawie bez pobudek, z jedną małą najwyżej i dostawał wtedy mleczko tylko dlatego, że jak już było zrobione to szkoda zmarnować, ale to raczej błędne myślenie, jak dojadanie resztek, żeby się nie zmarnowały i odkładanie ich we własnej, prywatnej oponie.... ech...
Smoki też chyba przestawiają się na spanie w nocy a nie w dzień, drzemki są coraz krótsze, dłużej za to leżą w łóżeczkach rano.
Zastanawiam się tylko jeszcze nad jedną rzeczą. Zmieniłam im na początku tygodnia smoczki na większe, bo stare już były mocno zużyte i za małe (miałam plan, żeby odzwyczajać ich od smoczków i dlatego zwlekałam z tą wymianą). Mam wrażenie, że dużo większą przyjemność im te smoczki teraz sprawiają, co oczywiście źle wróży na przyszłość. Ale tym na razie nie będziemy się przejmować ;)
Na razie korzystamy z przespanych nocy, miłych wieczorów z mężem i pięknej pogody.
Jutro jedziemy z powrotem na Mazury, z nadzieją, że tu już na dłużej... trzymam kciuki za nasz plan.

poniedziałek, 8 września 2014

Koniec lata

Już początek września. Lato minęło nam pięknie na Mazurach, choć nie do końca tak, jak to sobie wymarzyłam. Nie było możliwości, żeby cały czas spędzać na ukochanej działce, bo było tam bardzo tłoczno. Nie udało się zrealizować pierwotnego planu "życiowej zmiany", czyli wynająć mieszkania, bo w tym małym miasteczku nikt nie chce nic wynajmować. Ale chłopcy nauczyli się wielu rzeczy, bardzo przywiązali się do moich rodziców, stali się bardziej samodzielni i bardzo wyrośli. Mają teraz po ok 80 cm wzrostu (Tygrys jest odrobinkę niższy), ważą ciągle ok 12 kg, już od kilku miesięcy.
Nadal pięknie jedzą przy czym Tygrysek uwielbia próbować wszystkiego co jest na talerzach dorosłych domowników, nawet w pewnym momencie miałam wrażenie, że przez to przybrał na wadze ;)
poprzedni post był peanem o Tygrysie, ten będzie poświęcony Koralikowi.
Mój piękny synek, o cudnym uśmiechu i prześlicznych włosach, zaczął pokazywać paluszkiem wszystko wokół zaraz po przyjeździe na Mazury. Pierwszym obiektem paluszkowym był Dziadek :) Nikt pewnie nie zrozumie i nie potrafi sobie wyobrazić, jak mi ulżyło! Od tego czasu też posypały się dalsze zmiany - więcej słów, więcej buziaków i przytulania, więcej wspólnej zabawy. Koraliczek nadal uwielbia czytać i kocha słuchać czytania. Często przychodzi do nas z wybraną książeczką i nakazuje czytać, słucha z niesamowitą uwagą. Jednak to, co mnie najbardziej zaskoczyło to wielka miłość do samochodów. Pierwszym słowem, które mówi rano i ostatnie przed zaśnięciem to "brum brum". Najfajniejszą zabawą jest patrzenie na samochody, dotykanie samochodów, zabawa autkami. Niestety nadal jest bardzo płaczliwy, a jako że ma wyjątkową skalę i głośność, ataki płaczu bywają trudne do zniesienia dla otoczenia. Dla równowagi we wszechświecie ma też mój synek niesamowite poczucie humoru i śmiech jak Krecik :)
Od 2 tygodni jesteśmy w Warszawie, przyjechaliśmy żeby zmienić na chwilkę otoczenie i odbębnić wizyty u lekarzy. Byliśmy u neurologa i ortopedy i wszystko jest w doskonałym porządku. Czeka nas jeszcze szczepienie, ale to już na Mazurach, bo Koralik przechodził jakiś czas temu trzydniówkę i musimy chwilkę odczekać jeszcze. Nota bene - dopiero wtedy przekonałam się, jak matka przeżywa chorobę dziecka, nawet jeśli jest to tak błaha choróbka....

Przyznam, że z każdym dniem uwielbiam moje dzieci bardziej i bardziej, coraz fajniejsze jest spędzanie z nimi czasu i coraz mniej męczy mnie opieka nad nimi. Chodzimy na place zabaw gdzie chłopcy są bardzo grzeczni, na spacerach też zachowują się wzorowo. Coraz częściej chodzi mi po głowie zostanie z nimi w domu na jak najdłużej, funkcja kury domowej jest coraz bardziej kusząca...

O planach może napiszę później, a tymczasem to co ważne - Tygrys już praktycznie nie budzi się w nocy. Tzn nie budzi mnie :) Zasypia pięknie i szybko, śpi do rana, coraz częściej wstaje dopiero ok 7 rano. Koralik jeszcze budzi się na mleczko, ale tylko raz czy dwa razy w nocy. Oczywiście to wszystko jest tak piękne tylko pod warunkiem, że nie przeszkadzają nam wybijające się właśnie zęby trzonowe. I jeszcze jedno, ku pamięci - moje dzieci nie przepadają za kaszką sklepową, ale uwielbiają gotowane na mleku (takim krowim, zwykłym, które wprowadziłam w wakacje) kaszki naturalne - mannę i jaglankę. Bardzo mnie to cieszy :) Iiiiiiiiii.... kochają tran! Cóż, nie chwaląc się, mam najlepsze dzieci na świecie ;) Pieść pochwalną na temat męża następnym razem stworzę.

A oto i oni, na wczorajszym spacerze w pięknym Parku Zdrojowym w Konstancinie:


Minął rok

Update po ponad 2 miesiącach - publikuę stary, napoczęty i nie skończony post, bo szkoda byłoby go skasować.


Blogerka ze mnie żadna :) tyle się dzieje, a ja nic nie piszę od ponad miesiąca!

Co najważniejsze - Smoki skończyły rok, ponad miesiąc temu. Przyjechałam tu miesiąc temu na ich pierwsze urodziny. Bałam się, bo nie widzieliśmy się prawie tydzień, bałam się jak zareagują. Reakcja była piękna jak na roczniaki :)
Na urodziny przywieźliśmy serniczek wyrobu Babci J. - poszedł jak woda. Zabawek nie kupiliśmy, ale rzeczywiście nie były potrzebne.
Koralik chodził, ale jeszcze dość nieporadnie, Tygrys zasuwał szybko do przodu choć jeszcze w takiej dziwacznej pozycji - szeroko nogi, ręce w górze dla utrzymania równowagi. Teraz Tygrys biega jak szalony, wchodzi gdzie chce, nie traci równowagi, jest bardzo pewny siebie. Koralik jeszcze czasem spada na cztery łapki, ale próbuje nadrobić zaległości.

Nie będę ukrywała, że piszę ten post dla upamiętnienia wyjątkowości głównie jednego z moich synów. Tygrys robi takie rzeczy, że sama nie mogę w to uwierzyć i pękam z dumy (a troszkę się trzęsę z obaw...).

Mówi - mama, tata, baba, dziadzia (tak dokładnie to wymawia), ciocia, daj, brum brum (różne środki komunikacji), kaki (ptaki), kok (kot, pies), pam (lampa), pami (świeci się, światelko), papa, dada (wyjście na dwór), cień(cień - przy czym wie, czym ten cień jest i kiedy można go zastać), aaa (spać), bam, mniam-mniam, myju, tany-tany. Ponadto odpowiedniki słów: balkon, balon, piłka, banan, kaszka, okulary... ale używa też odmiany - rzeczy, które do mnie należą nazywa "mami". Nie wszystko wymieniłam, ale zasób słów ma taki, że potrafi zakomunikować prawie wszystko, jak nie słowami to gestami. Mam wrażenie, że codziennie uczy się przynajmniej jednego słowa.
Jest też dość posłuszny - jak proszę, żeby się położył na przenośnym przewijaku (jak jesteśmy w terenie) to się kładzie i grzecznie pozwala sobie zmienić pieluszkę. W ogóle potrafi powiedzieć, że ma kupę i trzeba go przebrać! Rozmowa z nim jest już naprawdę sensowna i dająca poczucie zrozumienia. Przy tym wszystkim jest niesamowitym obserwatorem, bardzo chętnie naśladuje dorosłych - śmieje się, kiedy inni się śmieją, czesze się szczotką...
Od zawsze miałam podejrzenia, że będzie bardzo podobny do swojego dziadka, mojego ojca, i coraz bardziej jestem o tym przekonana. Uwielbia porządek - metodycznie zjada posiłki, które dostaje w rączki, czasem zabiera się za sprzątanie zabawek i robi to super dokładnie. Jak rozleje wodę potrafi ją wytrzeć do sucha. Jest małym siłaczem, uwielbia nosić różne ciężary. I ciągle się śmieje :)

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Ufffff....

I po wszystkim :) Od dziś jestem dyplomowanym logopedą z oceną 5 na dyplomie.
Jeszcze jutro szkolenie i potem jadę, jadę do moich Smoków. Będziemy świętować ich pierwsze urodziny!
Nie mam zielonego pojęcia, co kupić swoim dzieciom na urodziny.... I tak główna atrakcją będzie Mama i Tata ;)

niedziela, 22 czerwca 2014

Niegrzeczny chłopiec

Obiecał mamie, że poczeka a nie poczekał. Koralik zaczął wczoraj chodzić. Pod moją nieobecność!
Nie mogę sobie tego wyobrazić :)
Tygrys przymierzał się do chodzenia długo, ćwiczył, robił jeden krok, potem dwa, potrzebował asysty i ogólnego zainteresowania. Koralik dojrzał do chodzenia i poszedł.... bez wielkiego halo, jak to on :)

W dniu kiedy napisałam poprzedni post rozmawiałam z przyjaciółką, która troszkę sprowadziła mnie na ziemię. Przypomniała mi, że moje dzieci są zdrowe i szczęśliwe, wśród kochających je osób, bardzo bliskich osób a ja za kilka dni znów będę z nimi na stałe. Ona rozstała się z ojcem swojej córeczki i dzielą się opieką tygodniowo. To oznacza, że co drugi tydzień musi oddać swoje dziecko, na tydzień, pod opiekę byłego partnera, ale też obcej kobiety, która z aktualnie żyje. I ta sytuacja nie zmieni się nigdy. Ale i tak popłakuję z tęsknoty ;)

Najważniejsze jednak jest to, że usłyszałam już przedwczoraj w głosie mojej mamy, że przestała się stresować, że się już wszyscy przyzwyczaili i jest im łatwiej, chłopcy mniej płaczą, lepiej śpią i w ogóle jest lepiej.

Tymczasem wracam do nauki - jutro obrona.... brrrrrrrrrr........

i Smoki na łące :)

piątek, 20 czerwca 2014

Nikt nie tęskni tak jak matka...

Kilka szkiców poczyniłam w ostatnich tygodniach, ale nie zdecydowałam się opublikować, bo emocje były zbyt dramatyczne. Dotyczyły kilku tragedii z udziałem dzieci, o których mówiły niedawno wszystkie media. Ale zdecydowałam, że nie chcę o tym pisać, że za bardzo serce mi to ściska.
Dziś jednak mimo wszystko sam smutek.
Wróciłam właśnie do domu ale bez Smoków. Zostali z moimi rodzicami na kilka dni, ja w tym czasie muszę obronić się i zakończyć 2 letnią walkę o nową przyszłość. Nastrój mam tragiczny bo tak nie tęskniłam nigdy, za nikim, w całym moim życiu. Tęsknię za każdą pobudką nocną i za każdym grymasem przy jedzeniu kaszy. Bardzo mi przykro, że to nie ja opiekuję się właśnie zakatarzonym Koralikiem i to nie ja tłumaczyłam mu wczoraj, że nie trzeba bać się pieska, który chce go obwąchać. Nie ja pokazałam Tygrysowi nową huśtawkę i nie ja myję mu głowę wieczorem, czego strasznie nie lubi ale przy mnie jakoś to znosi....
Od momentu kiedy zamknęłam drzwi domu rodziców jestem cała wewnątrz ściśnięta, aż boli mnie w klatce piersiowej, aż nie mogę złapać oddechu.
Jakby tego wszystkiego było mało mój organizm postanowił się zbuntować i rozchorować, co ma swoje dobre strony, bo mogę bezpiecznie popłakiwać udając, że to tylko ten mój katar.
Dom jest pusty i smutny.
Czekałam na te dni z myślą, że się wyśpię, że nadrobię towarzyskie zaległości. Nie jestem w stanie się cieszyć ani przespaną nocą (dobrze chociaż, że śnią mi się wyłącznie dzieci moje i to w miłych okolicznościach), ani wieczorem u znajomych zakończonym późną nocą. Nie chcę tego wszystkiego, mogę na świecie zostać tylko ja i moja rodzina, nie potrzebuję nikogo i niczego więcej.
Muszę jakoś przetrwać do środy.
A więc taki dramat u mnie, podczas gdy Smoki dobrze się bawią u Dziadków i pewnie nawet nie specjalnie tęsknią jeszcze.
Nawet nie chcę myśleć, co muszą czuć rodzice tych dzieci, których nie ma już w ogóle....

środa, 4 czerwca 2014

Szwecja, ech Szwecja...

Podobno w Szwecji planują przeprowadzić eksperyment, który ma pomóc sprawdzić, czy pracując 6 godzin dziennie ludzie są bardziej, mniej czy tak samo efektywni jak w ciągu 8 godzin. Fajne :) Szwecja w ogóle musi być fajnym miejscem do życia. Ja mam słabość do szwedzkości. Planowałam już kilkakrotnie napisać post o gadżetach moich ulubionych, ale jakoś brakowało mi czasu. Teraz więc troszkę.
Pierwszą moją miłością szwedzką jest ten wspaniały sklep meblowy, który w rzeczywistości projektuje i wyposaża całe życie - jeśli ktoś ma na to ochotę :) Jestem wielką fanką tego sklepu. Mam całe wyposażenie domu od nich, przede wszystkim dlatego, że ciągle jeszcze mieszkamy w wynajmowanych mieszkaniach i nie ma sensu kupowanie drogich mebli. No i ich tanie meble są fajne - ładne, wygodne... Ale najlepsze są te wszystkie rzeczy poza meblami. Najlepsza, najwygodniejsza łyżeczka do karmienia dzieci. Najfajniejsze i niedrogie zabawki, dodatkowo wszystkie edukacyjne i bardzo pomysłowe. Ostatnio byliśmy znów tam na zakupach i kupiłam piękną, bardzo funkcjonalną pelerynę przeciwdeszczową. Ale przede wszystkim wyposażyliśmy nasz "plac zabaw" w kilka superfajowych sprzętów - zamek i dywanik. Smoki uwielbiają te nowe gadżety :) Ale chyba na szczycie moich peanów umieszczę kubeczek do picia, dla małych dzieci. Nie, nie jest to "kubek niekapek" (niekapkowe kubki to zło!), kapie z niego mocno, jak się nim potrząsa czy tylko odwróci do góry dnem. Ale ma ustniczek, tylko twardy. Z logopedycznego punktu widzenia super - dzieciaki piją chętnie i bezpiecznie, a jednak już nie mogą tego ssać. Super super. No i kosztuje chyba 4 zeta? Obłęd!
Drugą moją ukochaną szwedzką marką jest sieciówka odzieżowa. Nie wiem jak to możliwe, ale mają najlepszej jakości najtańsze ciuchy dla dzieci. I te ciuszki maja takie detaliki, które powodują, że używanie ich jest takie przyjemne. I choć nie mają wyszukanej kolorystyki ani wielu fasonów, to są te jedynie ciuszki, które najchętniej kupuję Smokom a które noszą najpierw z podwiniętnymi nogawkami i rękawkami, a potem z zakrótkimi i też jest dobrze ;) Ja też uwielbiam nosić ciuchy tej firmy.

Z innej beczki - udało się, oddałam pracę w terminie! Teraz już czekam na obronę i staram się trochę uczyć na tę okoliczność. W przyszłym tygodniu wywożę Smoki na kilka dni do mojej mamy, żeby się ogarnąć z obroną. To będzie pierwsze nasze rozstanie na dłuższy czas... nie wiem, jak ja to zniosę....
A potem... potem to już zaczynamy realizację Naszego Nowego Planu, na który się cieszę jak szalona bo mam same dobre przeczucia :)

Jako, że blog jest o Smokach to wypadałoby coś napisać o nich. Tygrys ćwiczy chodzenie bardzo intensywnie, aż dziś wyrżnął głową o coś i ja dostałam zawału i o mały włos nie zeszliśmy oboje... ale jakoś przeżyliśmy... Koralik robi wszystko - czyta, układa, wkłada, wyjmuje, powtarza, macha i tylko ciągle nie wskazuje paluszkiem wskazującym, za to wskazuje rączką, wzrokiem, głową, kciukiem....

Na zakończenie zdjęcie naszego placu zabaw - bez Smoków, bo akurat spały :)



piątek, 23 maja 2014

2 kroki do mety...

...w upale...
Smoki słabo znoszą ten upał, choć latanie na golasa całkiem im się podoba ;) ale spanie słabe niestety. Zwłaszcza zasypianie, ale może to nie tylko upał, tylko jakaś dodatkowa zmiana rozwojowa? Dotychczas zasypiali po położeniu do łóżka, teraz łażą w nim jeszcze pół godziny zanim padną, a w międzyczasie czytają książki, wywalają wszystko za barierki i skaczą i się śmieją...
Okazało się ostatnio, że moi synowie wyrośli już prawie z niemowlęcych ciuchów i normalnie zaczynają nosić takie męskie ubrania - koszulki i gacie, i już musiałam im kupić buty bo Tygrys chodzi coraz więcej i chce już chodzić po chodnikach. Jak założyłam mu te buty na nogi to zaczął skakać i tuptać z radości :D Ciekawe, czy to jakiś fetysz będzie w przyszłości - ma dzieciak ogólną słabość do butów, skarpetek i stóp gołych.
Ale z innego powodu się dziś tu zalogowałam - w ten weekend mam zakończyć swoje sprawy na uczelni - ciekawa jestem, czy mi to wyjdzie.
A jeszcze z innej beczki - jakiś czas temu pisałam jak bardzo chciałabym, żeby Smoki bardziej były do mnie przywiązane, więcej się przytulały itd. Od kilku dni nie mogę się od nich opędzić i nie mogę się na kroczek ruszyć. Jak tylko wyjdę za róg zaczyna się płacz. Jak siedzę na placu zabaw to nie siedzą na mnie cały czas, bawią się grzecznie obok, ale ja muszę być na wyciągnięcie ręki, inaczej ryk. Ale to jest fajne :) Tylko nic nie mogę zrobić.... ale w sumie, cóż ja muszę - umyć kawałek podłogi na placu zabaw, a reszta może poczekać aż chłopaki podrosną ;) Zresztą niedługo czeka nas realizacja nowego planu, który wiąże się z wyprowadzką, więc - przewróciło się niech leży, póki nie przyjdzie właściwy czas na sprzątanie.

A teraz do pracy, Rodacy!

poniedziałek, 19 maja 2014

czy warto mieć dzieci?

Tak, pytanie zadane jest, że tak powiem, w formie kontrowersyjnej. Ale pewnie takie miało być, bo wtedy ludzie się burzą i zaczynają opowiadać, jak to nie można ocenić wartości posiadania dzieci, a dzieci to się w ogóle nie posiada tylko coś tam i przecież co za głupie pytanie. Ale tak postawione spowodowało, że ludzie się wypowiedzieli i to chętnie. Nikt nie napisał nic odkrywczego, ale rodzicowi (który kocha swoje dzieci, bo niestety są również inni rodzice...) i tak serce się rozpływa, bo może się podpisać prawie pod każdą, pełną zachwytu nad swoim rodzicielstwem, wypowiedzią.
Ja znalazłam ten artykuł dziś na FB przytoczony przez moją znajomą Agi, pod jej postem oczywiście również posypały się komentarze.
Nie będę się wypowiadać jakoś długo bo fakt istnienia tego bloga mówi sam za mnie - mam fisia na punkcie moich dzieci. Ale jednak wczoraj, zanim przeczytałam ten artykuł , podczas podróży taksówką na wewnętrzną obronę mojej pracy dyplomowej, miałam znów przemyślenie (zdarza mi się ostatnio coraz częściej, chyba czas się leczyć?).
Pomyślałam więc, że jednak zmieniłam się po urodzeniu dzieci. Wcześniej byłam pełną kompleksów, wciąż niepewną siebie dziewczyną, która ciągle walczy o akceptację i sympatię otoczenia, a jako że jestem osobowością dość okropną i z nieprzystępnym na pierwszy rzut oka fizis, nie było mi łatwo. Jestem perfekcjonistką i Zosią Samosią, praca ze mną na pewno nie była łatwa. Życie ze mną na pewno nie jest łatwe. Mnie samej nie było łatwo z sobą żyć :) No i jeszcze ostatnimi czasy te wszystkie moje kompleksy urosły wraz z obwodem mojej talii. Kiedy osiągnęłam rozmiar 44 (po stracie pierwszej ciąży przybyło mi prawie 8 kg....) przestałam chodzić na zakupy, bo nie byłam w stanie znaleźć nic dla siebie i za każdym razem wracałam z miasta szlochając.
Talia moja nie zmieniła jeszcze za bardzo rozmiaru, a jednak byłam ostatnio 3 razy na "szopingu" i kupiłam sporo fajnych ciuchów, w których świetnie się czuję. Napisałam też prawie całą pracę, skręciłam świetny film na obronę i naszkicowałam kilka artykułów, z których jestem bardzo zadowolona. Tak zadowolona z siebie w ogóle nie byłam już dawno (może nawet nigdy) i dawno nie byłam tak pewna tego, że sporo rzeczy potrafię zrobić dobrze. Mój mąż zauważył tę moją pewność siebie ale nie odebrał jej z takim entuzjazmem jak ja, bo to też trochę wpłynęło na wzrost mojej asertywności. Ale chyba i w jego oku widzę błysk uznania i wiem, że cieszy się moim dobrym samopoczuciem.

Tak więc ja się wypowiedziałam o macierzyństwie bardzo samolubnie. Ale przecież, w pewnym sensie, egoizm jest podstawą przetrwania naszego gatunku. W trochę przewrotnej i relatywistycznej teorii człowiek kieruje się w życiu tylko swoim dobrem, nawet, jeśli mu się wydaje, że działa na rzecz innych :) Ja wiem, że moje dzieci są dla mnie ogromną inspiracją, przyjemnością, źródłem zupełnie nowych uczuć i wartości życiowych, lustrem, w którym przeglądam się codziennie, punktem odniesienia we wszystkich decyzjach. Pozostaje mi tylko starać się, żebym ja była dla nich tak samo ważna, jak oni dla mnie.
Żebym była dla nich taką mamą, jaką moja Mama jest dla mnie :)

A z innej beczki - miałam wczoraj obronę wewnętrzną czyli prezentację filmu zaliczeniowego. Ponieważ pracę piszę o Smokach to i film o nich jest. Wyszedł świetnie, będziemy mieli niesamowitą pamiątkę, mamy zamiar tylko dokręcić jeszcze te pozostałe 1,5 miesiąca, żeby obejmował cały pierwszy rok ich życia. Publiczność była zachwycona również :)
No nie jestem w stanie pisać o swoim macierzyństwie bez lukru bo Smoki są chyba normalnie ulepione z marcepana, czekolady, nugatu i polane lukrem... więc jak tu pisać inaczej?

czwartek, 15 maja 2014

nie!

Jak wielu rzeczy człowiek sobie nie uświadamia, dopóki nie spojrzy na nie oczami dziecka!
Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jak ważne w komunikacji naszej jest słowo "nie". Pomaga nam stawiać granice, jest ważnym komunikatem zwrotnym. Jest chyba najczęściej występującym tworem semantycznym w języku polskim, dlatego tak trudno dzieciom nauczyć się znaczenia tego słowa jako zakazu. Często używamy go niejako w formie potwierdzenia, zamiast przeczenia (nie chcesz już jeść Kochanie? nie chcesz może pić?), co wprowadza w małych główkach małe zamieszanie. Jeśli jeszcze dziecię jest chowane pod kloszem albo w tzw. trybie bezstresowym (czy ktoś rzeczywiście tak wychowuje dzieci?? czy to możliwe??) i nie słyszy zakazów, ma pewnie małe szanse na szybkie przyswojenie słowa "nie".
Przez długi czas zastanawiało mnie, że dzieci moje nie potrafią odmawiać, np. jedzenia. Ponieważ to bardzo bardzo grzeczne dzieci - jadły tak długo, jak były karmione, czasem aż do przepełnienia. Musiałam się nauczyć tego, jaka ilość im serwować. Może to coś więcej, może to jakieś zaburzenie odruchowe a nie tylko efekt kultury osobistej Smoków, nie wiem. Ostatecznie, kiedy wyczerpywała się cierpliwość i miejsce w brzuszku, chłopcy zaczynali płakać. W pewnym momencie Tygrys postawił na asertywność i w momencie, kiedy chciał dać do zrozumienia, że już dość - odwracał głowę i zamykał oczy. Pomyślałam, że to super, to już jest konkretna komunikacja :) Pisałam ostatnio, że nauczył się niedawno właśnie słowa "nie", jako zakazu czy protestu (gdy szarpią telewizor krzyczę i interweniuję, w końcu załapali, co znaczy "nie wolno") i używa go ładnie, wtedy kiedy trzeba.
Koralik nie mówi, tzn. nie używa jeszcze żadnych słów znaczących, choć ewidentnie dużo rozumie. Wczoraj pięknie to pokazał. Upichciłam chłopakom placuszki na podwieczorek i jakoś nie podeszła mu w pierwszym momencie konsystencja, odmówił jedzenia owych placuszków. Ale jak odmówił! Zacisnął ustka (próbowałam wcisnąć mu kawałeczek) i pokręcił stanowczo główką na "nie!". Uśmiałam się jak szalona i jeszcze kilka razy wypróbowałam całą akcję. Mój młodszy syn (młodszy o 30 sekund), potrafi mi odmówić! To jest rewolucja, to oznacza, że czasem można pokazać "nie" i nie trzeba płakać. Zastanawiam się tylko czy i jakie znaczenie miała w tym wszystkim ta głupiutka pioseneczka, którą śpiewałam dzieciom...?


W nawiązaniu do tego tematu przypomniała mi się pewna kwestia związana z jedzeniem. Takie akcje odmawiania jedzenia jeszcze przed spróbowaniem albo od razu po pierwszej łyżeczce zdarzają się co jakiś czas. Wiem od koleżanek, że ich dzieciom też się zdarzały i wtedy bardzo często mama rezygnuje, podaje coś innego, w efekcie w koszu ląduje przygotowany obiadek czy świeżo otwarty słoiczek a w zamian jest ulubiona kaszka, ciasteczka, chrupeczki czy jogurcik. Ja nigdy Smokom nie odpuszczam i, tak jak w przypadku wczorajszych placuszków, po chwili negocjacji okazuje się, że to co proponuję jest pyszne, tylko ma nową fakturę, konsystencję, zapach czy kolor i tylko trzeba to poznać, spróbować. A potem znów są protesty, ale już w związku z wyczerpaniem zapasu pysznych placuszków ;)

Dziś Dzień Rodziny a ja swojej się pozbyłam. Jestem na ostatniej prostej, trzeba przyspieszyć i jak najprędzej do mety... uffff!

środa, 14 maja 2014

idziemy jak burze dwie

Trudno jest się z tym pogodzić, ale chyba rzeczywiście tak jest. Według bardzo ciekawej książki "Rozwój bliźniąt w ciągu życia" nie jesteśmy w stanie przyspieszyć rozwoju swoich dzieci. Możemy je stymulować, pokazywać im świat i go nazywać, jednak do końca pierwszego roku, niewiele możemy zrobić, żeby coś przyspieszyć. Dzieci osiągają tylko te sprawności, na które aktualnie są gotowe - fizycznie i psychicznie.
Bardzo mądra i znana dr Stecko, logopeda z ogromnym doświadczeniem, pisze w jednej ze swoich książek:
1.    Rozwój każdej funkcji, a więc i mowy, trwa od poczęcia,
2.    Po urodzeniu rozwój dziecka jest ciągły, chociaż przebiega skokami,
3.    Każda sprawność zależy od dojrzałości i gotowości układu nerwowego do jej nauczenia się (pojawienie się funkcji przed dojrzałością do niej układu nerwowego jest niemożliwe).
4.    Każde dziecko w tej samej kolejności przechodzi przez wszystkie etapy rozwoju, jednakże w różnym tempie (różnym wieku) i często obserwuje się dysharmonię między funkcjami.

Obserwuję to od dłuższego czasu i chyba muszę potwierdzić. Mimo, że staram się stymulować moich synów jednakowo, pokazywać im te same rzeczy i spędzać z nimi jak najwięcej czasu to jeden jest nadprzeciętnie rozwinięty, drugi natomiast kilka kroków za nim. Ale przychodzi taki dzień, kiedy Koralik dogania Tygrysa i wtedy jest absolutnie cudownie, a radość niesamowitą mamy wszyscy, cała nasza czwórka :)
Dziś rano, przy śniadaniu, Koraliczek wreszcie zaklaskał, zrobił kosi kosi, brawo brawo. Co ciekawe, Tygrys ucieszył się z tego faktu równie bardzo jak ja i sam zainteresowany. Przez dobrą minutę biliśmy brawo wszyscy razem (ja oczywiście zalana łzami wzruszenia). Potem wypuściłam chłopaków na plac zabaw a sama ogarniałam po śniadaniu, zawsze w takim wypadku zaglądam co chwilkę do nich, ale tak, żeby mnie nie widzieli. Więc zaglądam i co widzę???? Smoki graja w piłę! A mądre książki mówię, że dzieci w tym wieku nie bawią się "z" tylko "obok" innych dzieci. A tu nie - wyraźnie jeden rzucał albo podawał piłkę a drugi ją odrzucał, albo oddawał, a jak im uciekła to biegli do niej razem i kontynuowali :) Przesłodkie :)
Kolejną przefantastyczną akcją jest to ich mizianie się, przytulanie do siebie nawzajem. Dziś robili sobie "noski noski"!
Tygrys za to doskonali swoje umiejętności - walczy z najmniejszym z kółek nakładanych na pałąk (nota bene - jedna z najlepszych zabawek, kupiona w supermarkecie za 6 zeta). Podchodzi do sprawy bardzo ambitnie z dużą precyzją. A ponadto chyba na serio zaczyna chodzić -  dziś przeszedł 3 kroki od kanapy do mnie, to już poważna sprawa. Zaraz postaram się to sfilmować.
Co do różnic w ich rozwoju to...nie pozostaje nam nic innego, jak czekać i nie wariować :)

Teraz Smoki pięknie drzemią więc ja biegnę ogarnąć się przed resztą ekscytującego dnia.
Jak dobrze być mamą, jak dobrze być mamą dwóch Smoków!


niedziela, 11 maja 2014

nowy dzień - nowe wieści :)

Mam wrażenie, że (choć strasznie tęsknię za każdym razem, kiedy jestem daleko od dzieci), chłopcy cudownie uczą się nowych rzeczy albo uwalniają jakąś wiedzę i umiejętności, które im wpajam przez cały tydzień? Są teorie, które mówią, że nawet stając na rzęsach nie nauczysz dziecka niczego, na co nie będzie gotowe, a wtedy samo na to wpadnie... może tak właśnie jest?

Koralik wczoraj, po powrocie od babci zaczął nam podawać piłkę. Ot tak sobie - wziął do rączki piłeczkę i podał ją tacie, a potem mi, i strasznie się cieszył! :) I było to takie celowe, zamierzone :)
A dziś rano jak wzięłam ich do łóżka przytulał się do mnie i bardzo starannie dawał mi buziaczki - w pierwszym momencie nie wiedziałam o co chodzi, kiedy z otwartą buzią i przymkniętymi oczkami zamierzał się na mnie, ale zaraz dostałam kilka mokrych buziaków, część w nos :) No i jak można się domyślać - ciągle chodzę i płaczę ze wzruszenia....
Tygrys przestał zjadać książki i znów zaczął je czytać. Wczoraj dorwał się do gazety, pięknie przekładał strony i głośno czytał, do czasu, kiedy jedna ze stron porwała się - wtedy wpadł w histerię niemalże. Dziwne to było, musieliśmy gazetę zabrać.

I jeszcze na koniec statystyka - Smoki ważą dokładnie po 11 kg na głowę, Koralik mierzy 73 a Tygrys 72 cm.

Ciekawe, czego nauczą się dziś ;)

sobota, 10 maja 2014

w połowie 11

Chłopcy się rozkręcili i codziennie pokazują coś nowego.
Tygrys ciągle na froncie, co chwila uczy się nowego słowa i choć pozornie brzmią wszystkie podobnie (kaga, kogo, kugu, koko, kuki itp) to zaczynam rozróżniać kwiatek, skarpetkę, kaszkę, guzik, bańka (mydlana) brzmi jak kulka i może tak właśnie jest :) Coraz odważniej stoi bez trzymanki i przechadza się wokół całego pokoju, co chwila próbuje jakiś dystans pokonać samodzielnie - na razie to 1 - 2 kroki, ale już coraz pewniejsze. Ma już dwa zęby u góry i idą kolejne dwa, szybko rosną. O tym, że nadziewa kółko na pałąk to już chyba pisałam, teraz nagle zaczął wkładać różne rzeczy do miski i próbuje ją zamknąć, układa wieżę z 3 klocków. Często przyprawia mnie o tzw. "opad szczeny" i łzy wzruszenia :) Nauczył się niedawno co oznacza słowo "nie" i zaczął sam go używać, co więcej - adekwatnie do sytuacji! Jak walczy z bratem o zabawkę czy nie zgadza się na coś, co planujemy zrobić, zaczyna protestować "nie, nie, nie!"
Koraliczek mój ukochany jest najlepszym tancerzem świata - na hasło "tany tany" zaczyna tańczyć, patrząc mi głęboko w oczy i co jakiś czas szczerząc swoje prawie 6 zębów. Zaczął się wreszcie przytulać i coraz częściej nawiązuje dłuższy kontakt. Coraz częściej pokazuje różne rzeczy paluszkiem - czasem jest to kciuk, ale to nie ważne :) Znalazł sobie ostatnio nowe ulubione zajęcie - czołganie się, najlepiej pod czymś, a więc czołga się między naszymi nogami, wczołguje się do koszy na zabawki, próbuje przeczołgać się pod fotelem, który zagradza przejście z "kojca". Mały spryciarz :) Nadal ulubionymi zabawkami są właśnie książeczki, ukochany egzemplarz sensorycznej książeczki o dżungli rozpadł się ostatnio, więc zamówiłam nowy i dodatkowo jeszcze dwie inne z tej serii.
Koralik kiepsko śpi zazwyczaj, choć dziś w nocy obudził się tylko dwa razy i jestem tak wyspana, że już dawno taka nie byłam (Tygrys generalnie przesypia prawie całą noc). Rano natomiast cichutko wstaje, wyjmuje z kieszonek przy łóżeczku książeczki i różne zabawki, które tam wieczorem wkładam i bawi się, dyskutuje pod nosem. Potrafi tak spędzić godzinkę nawet! Jak obudzi się Tygrys, który jest małym śpioszkiem i śpi często do 6.30 albo 7 to stają naprzeciw siebie i witają się, dotykają paluszkami, śmieją się. Czasem wieczorem, kiedy nie są jeszcze gotowi do snu robią to samo - stoją w łóżeczkach, twarzami do siebie, łapią się za rączki i zaśmiewają. Aż po jakimś czasie padają ze zmęczenia w najdziwniejszych pozycjach :) Interakcje między nimi są coraz bardziej intensywne. Nie robią sobie krzywdy, nawet w walce o zabawki, za to lubią bawić się blisko siebie, być w tych samych miejscach a nawet czasem tulą się siebie :)
Do znudzenia mogę powtarzać, że każdego dnia jestem bardziej i bardziej zakochana w chłopakach i coraz bardziej z nich dumna.

Schodząc z tematu Smoków - szykuje się nam mała rewolucja życiowa. Okazało się, że musimy się jednak wynieść z miejsca, w którym mieszkamy, w najbliższych miesiącach. Planowaliśmy zostać na warszawskich Kabatach, tu oddać Smoki do żłobka, ja miałam szukać pracy w okolicy. Teraz wpadliśmy na zupełnie inny pomysł i jestem ciekawa, czy dojdzie do skutku. W moich wizjach przyszłość na najbliższy rok maluje się przyjemnie bardzo, jestem bardzo podniecona nadchodzącymi zmianami i wiążę z nimi duże nadzieje. Mamy błogosławieństwo wszystkich zainteresowanych i latem odlatujemy na północ. To nie będzie na pewno łatwy rok, ale myślę, że nie trudniejszy niż miniony. Cel w każdym razie mamy wyraźny i bardzo motywujący.
Przyznam, że jestem zmęczona ostatnimi miesiącami i liczę, że mimo różnych prawdopodobnych niedogodności przede wszystkim odpocznę trochę. Największa próba czeka mojego męża, ale wierzę w niego całą sobą i wiem, że da radę :)

środa, 23 kwietnia 2014

Kogo?

Mój 10-miesięczny syn, ten starszy o 30 sekund od brata, zwany Tygrysem, mówi!
Mówi strasznie dużo i to od dawna, ale od niedawna z czystym sumieniem można to jego "mówienie" nazwać mówieniem :) Definicja mówi, mniej więcej, że pierwsze słowo dziecka to taki zbitek sylab lub dźwięków, który zawsze brzmiąc tak samo używany jest do określenia konkretnej rzeczy. Tak więc moje dziecko mówi już przynajmniej 3 słowa: kok (kot), kogo (co to?) i kaga (lampa). Jest jeszcze określenie na zapaloną lampę i inne światełka, ale nie udało mi się dosłyszeć dokładnie i zapamiętać. Muszę sfilmować to wszystko koniecznie :)
Koralik jeszcze nie mówi nic konkretnego, ale przeszedł na wyższy poziom i mówi teraz tym tajemnym obcym językiem niemowlęcym, który ma taką piękną intonację, zmiany głośności przez szepty po okrzyki, i inne atrakcje ale zupełnie nic nie można zrozumieć. Mój młodszy syn jest w ogóle bardziej nastawiony na odbieranie świata wszystkimi zmysłami, kontemplowanie jego faktur i kolorów, a komunikacja jego jest w większej mierze bezsłowna - dużo się uśmiecha patrząc prosto w oczy, lubi się śmiać w towarzystwie i gestami potrafi pokazać wszystko, czego mu potrzeba. Ale to nie oznacza, że on nie wydaje dźwięków, tylko te dźwięki są aktualnie takie jakby pierwotne...
W czasie wyjazdu świątecznego dokonaliśmy jeszcze dwóch wielkich kroków w dorosłość - przeszliśmy z silikonowych, nasuwanych na palec masażerów na prawdziwe szczoteczki do zębów gdyż panowie postanowili, że już czas, żeby sami myli zęby. I tak też się dzieje! Drugim krokiem jest rezygnacja z jedzenia słoiczkowego w ogóle - dotychczas kupowałam słoiczki bo było mi łatwiej i miałam pewność, że chłopaki zjedzą co im kupię. Bałam się gotowania im, tego, że to zajmuje mnóstwo czasu i tego, że nie będą chcieli jeść, ale myliłam się, bo nie jest to tak czasochłonne a Smoki chętnie jedzą każdy obiadek :) To daje mi możliwość serwowania im coraz większych kawałków jedzenia, zmiany konsystencji i korzystam z tego, a oni pięknie współpracują.

Ciągle walczymy z glutami, które przyciągnęliśmy z Mazur. Mi już chyba przechodzi, ale chłopcy jeszcze się męczą. W ciągu dnia są bardzo marudni, chociaż w nocy całe szczęście śpią nie najgorzej i cała ta infekcja nie przyniosła innych atrakcji, żadnej gorączki itd. No i zęby, zęby, zęby. Tygrysowi ledwo pokazał się brzeżek górnej jedynki a już próbuje zgrzytać :)

I na koniec wspaniała wiadomość - moja najukochańsza siostrzyczka urodziła dziś córeczkę, podobno tak piękną jak jej mamusia (to relacja taty ;) ). Cieszę się jak wariatka! Nie mogę się doczekać, żeby poznać Maleńką.

środa, 16 kwietnia 2014

Ach ten palec....

Czekałam, czekałam i się doczekałam - Koralik pokazuje paluszkiem nos, mój nos :) Niewiele osób pewnie by to zrozumiało, ale ja oczywiście się rozpłakałam jak poczułam na nosie jego pazurek, i płakałam ze szczęścia, a nie z bólu, bo ten pazurek dość porządnie wbił mi w nos. Trochę zepsuli mi w szkole głowę. Bardzo trudno jest znaleźć w sieci jakieś konkretne informacje na temat wskazywania palcem. Gdyby nie obecne studia pewnie nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby się tym przejmować. A jednak.

Ale to nie wszystko! Dziś jak wychodziłam z domu, żeby zaszyć się w dziupli i pisać dalej pracę dyplomową, moi synowie pomachali do mnie "pa-pa" :) Sami wyglądali na zdziwionych, jakby już wcześniej mieli ochotę to zrobić ale dopiero dziś ich rączki postanowiły posłuchać polecenia. Koralik jeszcze długo przyglądał się swojej rączce zaciskając piąstkę zdziwiony. Poza tym biega on za mną czasami wołając "maaaa" i zastanawiam się, czy to już można uznać za słowo i czy mogę się już cieszyć, że mój 10-miesięczny syn woła mama?
Tygrys dziś natomiast zakręcił pudełko po kremie. Wziął do rączki pudełko i pokrywkę, przyłożył, zakręcił. Niewiarygodne :) Potem, przy ubieraniu, próbował założyć sobie skarpetkę na nóżkę :)

Dumna jestem tak, że zaraz pęknę chyba!

Jednak, żeby nie było aż tak różowo, w nocy moje dzieci są równie rezolutne. Nie chcą spać a akcja zaczyna się po północy - wstają, przewracają się z boku na bok gubiąc co chwila smoczek a potem poszukują go, nie znajdują i popłakują. Wstawałam dziś chyba milion razy! Nie będę opisywała jak bardzo nie lubiłam ich w nocy, jakie okropne myśli chodziły mi po głowie i że zaczynałam rozumieć, że czasem ludzie robią swoim dzieciom krzywdę... nie będę o tym pisała, bo chyba każda matka czasem coś takiego przeżywa a potem jest jej z tym bardzo źle... Obyło się jednak bez dramatu, mama pozwoliła mi rano odespać troszkę i powzięłam kategoryczne postanowienie, że po powrocie do domu odstawiamy smoczki za wszelką cenę. I nocne mleczko. I może wszyscy będziemy czasem troszkę sypiać nocą :)


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na północy

Przyjechaliśmy na Mazury. W ostatniej chwili okazało się, że Mój Mąż nie może nas zawieźć bo jakieś niezmiernie istotne interesy trzymają go w mieście. Chłopak tak ciężko pracuje i tak się stara, że nie przyszłoby mi nawet do głowy mieć jakiekolwiek pretensje, ale wyjazdu nie chciałam odpuścić. Ku przerażeniu obu babć postanowiliśmy, że pojedziemy sami - ja i chłopcy, a Tata dojedzie na same święta. Nie powiem, że nie stresowałam się tą podróżą. Mimo nowych super-fotelików obawiałam się, że jak zaczną marudzić w podróży to będziemy jechali 2 razy dłużej z powodu ciągłych przystanków w celu zaaplikowania smoczka, mleczka, deserku, zabawki czy czego tam jeszcze. Okazało się jednak, że chłopcy świetnie znieśli podróż prawie w całości ją przesypiając, postój mieliśmy tylko jeden na zjedzenie drugiego śniadania - poszło super, nastroje były doskonałe nawet po przebudzeniu a wszelkie potrzeby Smoki załatwiały we własnym zakresie (jak to miło, że już sami potrafią zaaplikować sobie smoczek... :) ).
Kolejną rzeczą, której się obawiałam była aklimatyzacja w rodziców. Jak byliśmy na święta trochę dali nam popalić. Teraz jednak nie było żadnych problemów - od razu zachowywali się jak u siebie.
Nie wiem, czy wspominałam, ale w domu zrobiłam im coś na kształt kojca - odgradzam sporą część pokoju, wejście do kuchni zamknięte jest bramką i tam mają plac zabaw. Jest tak przygotowany, że praktycznie nie mogą zrobić sobie krzywdy więc ja mogę spokojnie na chwilkę ich zostawić samych i coś ogarnąć. U rodziców nie ma możliwości, żeby tak ich odgrodzić, ale za to zagrodziliśmy wszelkie niebezpieczne miejsca i Smoki podróżują po całym mieszkaniu. Nie muszę chyba dodawać, że frajda jest nieziemska :)
Jak na razie wszystko idzie dość gładko - dzieci są bardzo grzeczne, trochę w nocy szaleją chyb a z powodu zębów, rodzice są zachwyceni a ja wyniosłam się pracować do Babci, więc do końca tygodnia mam spokój i może uda mi się nadgonić z pracą.

Co do osiągnięć smoczych - pracujemy ciężko nad Koralikowym paluszkiem i chyba zaczyna już łapać o co chodzi. Dziś rano w końcu pokazał mi paluszkiem mój nos :) ale musiałam go dość długo namawiać... Zaczyna za to coraz bardziej pokazywać przywiązanie do mnie, częściej zdarza mu się biec do mnie i prosić o wzięcie na rączki, na kolana, przytulać się. Uśmiecha się na mój widok tak, jak na żaden inny :) Zaczął bardzo głośno krzyczeć, ćwiczy głosik a ten jest bardzo donośny więc sąsiedzi muszą mieć ubaw :P Ma ciągle doskonały humor i dużo się śmieje.
Tygrys nauczył się układać wieżę z kółek na pałąku i robi to bardzo fachowo. Muszę powymyślać mu nowe wyzwania bo widać, że chłopak jest głodny wiedzy i nowych umiejętności :)
Od przyjazdu na Mazury mają też ogromny apetyt - jedzą wszystko i w dużych ilościach, nawet obiadek, który sama im ugotowałam!
Zmieniliśmy garderobę nocną na kolejny rozmiar, czyli 9-12 mcy. Jest na styk.... Duże chłopaki rosną...

Zrobiłam małą ankietkę na FB, wśród rodziców bliźniaków, zapytałam o "tajemną mowę". Odpowiedzi wciąż spływają więc na razie nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć, ale sprawa jest fascynująca. Gdybym znalazła sposób na rozpoczęcie pracy naukowej (może uda mi się załapać na jakiejś uczelni....) to chciałabym prowadzić badania w tym zakresie.

Właśnie minęło południe - mam 6 godzin na pisanie :) do roboty więc!

niedziela, 6 kwietnia 2014

9 i pół

Już prawie dwa tygodnie minęły odkąd Smoki skończyły 9. miesiąc swojego życia na tym świecie. Przyznam, że coraz bardziej przeżywam te miesięcznice i w ich pierwsze urodziny chyba się rozsypię. Świadomość, że z każdym dniem dorastają i kolejnego ranka będą już innymi dziećmi niż dziś wywołuje we mnie absolutnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony cieszą mnie te zmiany i obserwowanie jak się zmieniają jest niesamowitym przeżyciem, a z drugiej strony nie mogę się nacieszyć tym wszystkim, i gdzieś z tyłu głowy ciągle mi dzwoni myśl, że żadna z tych chwil się nie powtórzy.
Jednak jako, że już późno nie będę się rozwlekać. W ciągu tych dwóch tygodni chłopcy stali się jeszcze bardziej przytulajscy, miziają się na każdym kroku. Nie muszę tłumaczyć jakie to miłe :) Z każdym dniem też coraz bardziej reagują na siebie nawzajem. Na swój widok cieszą się bardziej niż na kogokolwiek innego. Łażą za sobą, pokładają się na sobie, bawią się obok siebie ale i coraz częściej ze sobą! Są to trochę dziwne zabawy, które trudno wytłumaczyć, ale im sprawiają nieziemską frajdę. I nam też :) Nie możemy się nacieszyć tymi wszystkimi nowościami - Tygrysek umie pokazać nos i buzię i oko (trzeba uważać, żeby tego oka nie stracić przy pokazywaniu...), a Koralik pokazuje lampę i zaczyna łapać różne rzeczy dwoma paluszkami, a Tygrys powiedział "cyk", a Koralik "a kuku".... i tak ciagle :)
Za to jedno jest ostatnio trudne - prawie zupełnie nie śpię. Smoki śpią słodko od 20. do północy a potem zaczynają szaleć - ciągle wypadają im smoczki, potrzebują łyka mleczka, przewrócić się na inny bok... a ja kursują między jednym a drugim łóżeczkiem i nie śpię w ogóle. Czasem wygląda to na zęby, czasem nie. W takich chwilach przechodzi mi melancholia z powodu upływającego czasu i cieszę się, że chłopcy sa coraz starsi i w końcu zaczną przesypiać całe noce... kiedyś...

W związku z tym ich dorastaniem sprzedaliśmy karocę i wozimy się już tylko w wyścigówce, zmieniliśmy foteliki na "dorosłe" (przodem do kierunku jazdy) i to już zupełnie inne spacery i inne podróże :)

W przyszłym tygodniu jedziemy na tydzień na Mazury i strasznie się na ten wyjazd cieszę ale zanim wyjedziemy mam zamiar kupić chłopakom pierwsze buty... poważna sprawa :D

Niedługo finisz moich studiów, pod koniec czerwca mam nadzieję obronić dyplom, zostały mi już tylko 3 zjazdy i mnóstwo roboty. Z praca jestem ciągle w lesie niestety... ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. A tymczasem spać, trzeba łapać każdą nocną chwilkę i cieszyć się łóżeczkiem, bo tak mało mi go ciągle i mało....

sobota, 22 marca 2014

Brawo, brawo :)

W ciągu tego tygodnia sporo się wydarzyło, bo Smoki teraz chłoną świat wszystkimi zmysłami i w lot łapią wszystko, co się dzieje. Nadal Tygrysowi idzie lepiej niż Koralikowi, ale ja wciąż daję mu jakieś dwa tygodnie czasu na ogarnięcie tych nowych umiejętności.
A umiejętności tygrysowe to
- kosi kosi wyklaskiwane na zawołanie
- przybijanie piątki w różnych konfiguracjach - z dołu, z góry, prawą i lewą łapką
- buzi dawane na prośbę
- noski noski, czyli pocieranie noskami - on się nastawia a ja pocieram ;)
- reaguje na daj! :) oddaje na chwilę zabawkę, jeśli się go poprosi i wyciągnie rękę
- no i wszystko teraz robi paluszkami wskazującymi - pokazuje, dotyka
- wspina się po wszystkim, staje w łóżeczku (bez pomocy wieszczków, które kupiłam w obawie, że w turystycznych łóżeczkach dzieci nie będą potrafiły stanąć), próbuje stać bez trzymanki ;)
- mamy sporo grzechotek, więc próbuje grzechotać wszystkim co wpadnie mu w łapki
- mówi już podwójne zlepki mama, tata, dada, baba zamiast ciągów, choć jeszcze raczej nie ma to intencji nazwania kogokolwiek
- zaczyna chyba zastanawiać się nad niektórymi moimi reakcjami - zakazami albo symulowanym płaczem (jak mnie bestia ugryzie w palec) - przestaje się śmiać i obserwuje mnie
- próbuje ładnie głaskać brata (cacy cacy), zamiast szarpać za włosy i uszy, czy walić po głowie (buch po glacy ;) )

Koralik bacznie się wszystkiemu przygląda i lubi dotykać różnych rzeczy, kontemplować faktury. Podobno kiepsko reaguje na wyjście moje albo taty z domu (to relacja mojej teściowej) i bardzo głośno cieszy się jak wracamy. Często dąży też do interakcji z bratem, cieszy się rano na jego widok a na naszym domowym placu zabaw czasami idzie do niego i... no właśnie nie wiem jaki jest zamysł, ale generalnie włazi na brata :) Jest dużo bardziej samodzielny aktualnie - potrafi ładnie bawić się sam, strasznie dużo mówi przy tych zabawach. Uwielbia oglądać książeczki, wygląda jakby bardzo uważnie czytał, bada każdy kawałek karteczki i głośno mówi przy tym. Na razie nie robi jeszcze wielu rzeczy, które robi Tygrys, ale postanowiliśmy troszkę bardziej się na nim skupić. Przede wszystkim w pewnym momencie odnieśliśmy wrażenie, że słabo reaguje na swoje imię i oczywiście zaniepokoiliśmy się (ja mam zawodowe schizy ciągle...). Przemyślałam jednak sprawę i wymyśliłam - Tygrysa zawsze nazywamy Tygrysem i już, a Koralik ma kilka odmian swojego imienia - zdrobnienia, przeinaczenia, zabawne przekręcanki i może chłopak się skołował? Może już nie wie, jak ma na imię, na co reagować? Postanowiliśmy nazywać go zawsze jednakowo, bez zdrobnień i często zwracać się po imieniu... i mam wrażenie, że to już działa :) Ale też nauczył się robić "noski noski" i daje buzi :) Zawsze pragnie tej zabawki, którą akurat dostaje brat i potrafi o nią walczyć. Stanął ostatnio w łóżeczku podciągając się na wieszaczkach też już upodobał sobie pozycję wyprostowaną.

A tak zespołowo to...
- wreszcie coś tam kumają z tym akuku, albo może raczej to ja coś załapałam...?
- fantastycznie reagują na piosenkę "wlazł kotek" - przy takim akompaniamencie mogę im wcisnąć każdą ilość kaszy ;)
- zaczęli być nagle bardzo pomocni przy ubieraniu - nastawiają łapki do rękawów, nóżki do nogawek i skarpetek, ale z drugiej strony uciekają przy zmianie pieluchy :D

No to chyba tyle... mam nadzieję, że zarejestrowałam wszystko.

Jeszcze na zakończenie dla porównania - co o rozwoju dzieci w tym wieku mówią specjalistki - Panie Korendo i Cieszyńska: 8.-9. miesiąc życia, dziecko:
1. Samodzielnie siada z pozycji leżącej
2. Samodzielnie stoi
3. Stawia kroki podczas stania z podparciem
4. Używa chwytu pęsetowego
5. Poszukuje przedmiotu, który zniknął z pola widzenia
6. Śledzi ruch zabawek wyrzucanych z łóżeczka
7. Przyciąga przedmiot, który może dosięgnąć, zmieniając pozycję ciała
8. Przestaje płakać na skutek zainteresowania zabawką, czynnością lub dźwiękiem
9. Wykorzystuje w komunikacji gest wskazywania palcem
10. Utrzymuje z dorosłym wspólne pole uwagi
11. Prowadzi "dialog" z wykorzystaniem zabawki, ciasteczka itp. (branie i dawanie)
12. Rozumie emocjonalne wypowiedzi domowników
13. Naśladuje, powtarza oraz samodzielnie wokalizuje sylaby
14. Przyciąga uwagę matki, opiekuna, (płaczem, gaworzeniem) - zachowuje się intencjonalnie.



sobota, 15 marca 2014

Mama jest do kochania

Moi Panowie nauczyli się dawać buziaki :) W ciągu ostatniego tygodnia Babcia nauczyła ich mnóstwa fajnych rzeczy (albo sami do tego doszli, ciężko stwierdzić). 
Buziaki są piękne - otwartą paszczą, mokre, z jęzorem i chichotami, dawane przy akrobatycznych figurach - radość nie do opisania :)
Od jakiegoś czasu każdego dnia cieszę się tym, że jestem dla Smoków coraz ważniejsza, coraz lepiej na mnie reagują, jest coraz więcej rzeczy, które wolą robić ze mną niż z kimkolwiek innym. To samo dzieje się w stosunku do ich taty, ale to jego radości :) W każdym razie jak tylko się pojawię na horyzoncie obaj biegną do mnie i wieszają się, przytulają i... całują! :) czasem ugryzą, ale to też ewidentnie z miłości ;)

znalazłam taką piosenkę dziś, bardzo mi się spodobała: 

Mamo, mamo czy ty wiesz, 
wiesz po co to wszystko jest? 
Ty jesteś do całowania, 
przytulania i kochania. 


I codziennie dziwię się, że kocham ich coraz bardziej, choć wydaje mi się, że już ta miłość się przelewa i bardziej nie można, to jednak - następnego ranka kocham ich jeszcze bardziej niż dzień wcześniej, i tak co dzień. 

Już nie mogę się doczekać jutra i kochania moich synów jeszcze bardziej niż dziś!

A jutro odwiedzą nas znajomi z synkiem miesiąc starszym nić Smoki - ciekawe, jak będzie ;)

piątek, 14 marca 2014

8,5 za nami i dwa kolejne zęby mamy

Jakoś dużo mi się w głowie nazbierało, a czasu na wylanie tego coraz mniej, a od jutra to już w ogóle... rodzice wyjeżdżają ;(

Na początek: Tygrys już nie chce w ogóle egzystować w dzień w innej pozycji niż pionowa, wertykalna, stojąca - zwała jak zwał, siedzieć nie chce, o leżeniu mowy nie ma. Całymi dniami wspina się po napotkanych delikwentach, po meblach, po czym się da. Koralik tez powoli zaczyna, ale on jak zwykle i do wszystkiego, tak też do zmiany pozycji podchodzi po lekkiemu, przyjdzie czas to się stanie i już. Tymczasem oczywiście strasznie się rozbestwił na babcinych kolanach i znów będę miała chwilę problemu z doprowadzeniem go do porządku, ale damy radę ;)
Z drugiej strony może niesłusznie zrzucam całą winę za jego marudzenie na Mamę, bo dziś rano dojrzałam kolejnego zęba! A właściwie już dwa - dwójka wychynęła kilka dni temu, ale jeszcze się czai. To dwójka lewa. No i dziś w dziąsłowym uśmiechu dojrzałam brzeg lewej jedynki. Byliśmy przekonani, że Koralik nie chce spać dziś w nocy bo go Dziadek woził długimi godzinami na spacerze, i że taki chłopak wyspany. A tu jednak ząb. Ale żadnego płaczu, żadnych specjalnych skarg - tylko wstał o 3 nad ranem i gadał, troszkę pochlipywał, ale jak przyszedł do naszego łóżka to już wydawał się szczęśliwy. Tygrys ryczy, nie śpi, marudzi, dostaje przeciwbólowe zawiesiny i jak zębów nie było, tak nie ma.

Rozmawiałam wczoraj z babką, która prowadzi terapie logopedyczne z dziećmi niedosłyszącymi. Rozmowa ważna, bo nie łatwo spotkać specjalistę logopedę znającego się na rozwoju niemowlaków a ona nie dość, że sama ma 2-latka w domu, to jeszcze zdarzają się kilkumiesięczni pacjenci. Zapytałam - jak przystało na nadambitną i zupełnie nie znającą się na dzieciach młodą matkę - czego mogę nauczyć Smoki do końca pierwszego roku ich życia, i jakich wywodów z ich słodkich usteczek mogę się spodziewać. Pani troszkę się ze mnie naśmiała i powiedziała, że mam wyluzować, że raczej nie powinnam się spodziewać żadnych konkretnych treści w najbliższych miesiącach. Wbrew pozorom... uspokoiło mnie to :) Powiedziała też, że nie muszę wymagać od moich dzieci powtarzania, jak każą mi tego oczekiwać mądre książki. Za to koniecznie trzeba wymagać rozumienia, i to rozumienia wielu różnych rzeczy i sytuacji. Oznaką rozumienia będzie jakaś konkretna reakcja na sytuację, a najlepiej gest. Tak więc muszę większy nacisk położyć na wskazywanie, "papa", "brawo brawo" i może wymyślić coś jeszcze. Mąż wymyślił, że przybijanie piątki jest fajniejsze niż "papa", więc on ćwiczy właśnie to. A ja - zaraz będę szukać jakichś kolejnych zabaw z niemowlakami, o co jest niezwykle trudno w sieci. Na razie wraca głupawa piosenka "tak tak tak, nie nie nie, moja głowa kiwa się" - podobno dzieci szybko to załapują. Ja zaprzestałam jakiś czas temu niestety tej piosenki a niepotrzebnie - Smoki ją nadal uwielbiają i nadal działa ona na nich uspokajająco.

Jak wspomniałam od jutra zostajemy sami i mam oczywiście mnóstwo planów na tę okazję. Po pierwsze - kupiłam Smokom łyżeczki (przy tej okazji chyba napiszę w niedługim czasie coś o sprzętach dla dzieci bo mam sporo przemyśleń), więc zaczniemy się uczyć jeść samodzielnie - łyżeczką i rączką. Czas ubabrać się nie na żarty :D Po drugie - wracamy do muzyki, spróbuję poszukać jakichś kołysanek. Po trzecie - (choć zabrzmi to strasznie) zaczynamy regularną naukę, codziennie chwila dla nowych umiejętności.
I zostałam zmuszona do prowadzenia jednak masaży... zabiorę się do tego jakoś niedługo, ale jestem strasznie niechętna... zobaczymy, co z tego wyjdzie...

sobota, 8 marca 2014

A-dziuuuuu

Smoki moje po wkroczeniu w kolejny etap komunikacji ruchowej - zasuwają na czterech aż się kurzy - zaczęły wchodzić na wyższy poziom komunikacji werbalnej. Na to właśnie czekałam z utęsknieniem, jako matka ale także, jako badacz, za którego chyba mogę aktualnie uchodzić :) Widać między chłopcami coraz większe różnice w wyglądzie, temperamencie, podejściu do świata i właśnie w sposobie komunikowania się. Znów opowiem o nich po kolei.

Koralik mówi chyba troszkę mniej, w każdym razie chętniej mówi jak jest sam i chętnie słucha, jak mówi się do niego. Nie wiem na pewno, czy zarejestrowałam gdzieś na filmie okres "opteju", ale chyba napisałam gdzieś o tym - było to przezabawne, ale trwało krótko. Teraz Koralik zachowuje się jak samuraj - aż trudno to opisać :) Jak jest zadowolony wydaje z siebie dźwięki, trochę jak pomruki zadowolenia, ale z jakimś takim japońskim zaśpiewem, robiąc przy tym strasznie śmieszne pozy, jakby napinając się... no trzeba to zobaczyć chyba...;) Mam wrażenie, że on się teraz raczej przygotowuje do mówienia, dużo porusza ustkami, z uwagą nas obserwuje jak mówimy, szepcze sobie jak nikt mu nie przeszkadza, ale jak czegoś od nas chce to ujawnia to głównie przez płacz i krzyk jeszcze na razie. No i, jak już pisałam, nauczył się mówić mamamama i używa tego jak może, głównie wzywając pomocy w jakiejś opresji.

Tygrys od dawna już wymawia mnóstwo różnych głosek, zaśpiewuje przeróżnie, potrafi bardzo wyraźnie dać znać czego od nas oczekuje, ale zastanowiło mnie coś, co mówi ostatnio wyjątkowo często - brzmi a a-dziuuu. Mówi to głównie w momencie, gdy wyrusza na jakąś wyprawę (bo to Tygrys Zdobywca, Tygrys Odkrywca ;) ). Dziś przyszło mi do głowy, że to może mieć związek z tym, co mówi moja teściowa w sytuacji przygotowania do spaceru - używa dziwnego określenia "pójdziemy ajciu". U mnie mówiło się do dzieci "idziemy da-da", a u nich najwyraźniej "ajciu". Zastanawiam się, czy ma to związek z tym tygrysowym zakrzyknieniem przed wyruszeniem pędem na przedpokój.

Tyle z moich chwilowych obserwacji - wracam do pisania pracy.

Nadmienię tylko, że rodzice nadal są i najchętniej bym ich przywiązała do kaloryferów, żeby już nie wyjeżdżali... dobrze mi z nimi tak bardzo, że nawet nie podejrzewałam, jak dobrze może być!

piątek, 28 lutego 2014

8!

Smoki skończyły 8 miesięcy trzy dni temu. Nie robiliśmy imprezy, ale odnotowaliśmy w pamięci.
Podsumowanie na ten czas - Smoki potrafią:
- czworakować pięknie
- siadać i siedzieć tam gdzie chcą, tak długo jak mają ochotę,
- podciągać się (prawie) do stania po delikwencie, którego zaatakują
- mówić: dadada, bababa, mamama, tatata oraz wszelkie gagi, gugi
- szeptać albo przemawiać bardzo głośno
- pięknie jeść z łyżeczki jedzenie z całkiem dużymi kawałkami, a duże kawałki banana top nawet gryzą!
- pić z kubeczka wodę (kiedy się podaje)
- Tygrys pokazuje paluszkiem różne rzeczy
- Koralik zaczyna otwierać łapki przy zabawie w "kosi kosi łapci"
- Tygrys umie toczyć piłeczkę do mnie - tak może się bawić długie minuty, ale nie jest to ekscytujące dla niego
- Tygrys potrafie też nieźle stać, jeśli się czegoś przytrzyma
- potrafią bawić się sami przez kilkanaście nawet minut
- świetnie reagują na siebie nawzajem
- czytają książki (po etapie zjadania ich...)

Mądre książki niewiele więcej im nakazują na ten czas - jeszcze patrzenie za spadającym przedmiotem (bez problemu), chowanie w dłoni rodzynka (nie daję im rodzynków, ale za to wszelkie ziarenka i okruszki chowają w dłoni albo łapią dwoma paluszkami). Moje dzieci nadal nie kumają zabawy w akuku... patrzą na mnie jak na wariatkę. Ale za to lubią inne zabawy :)
Mam też wrażenie, że Koralik skojarzył już słowo mama ze mną, w każdym razie zauważył, że jak mówi mama to jest jakaś inna reakcja otoczenia. I wykorzystuje to przy mojej wielkiej radości :)
Chłopcy też rozumieją słowo tata i jak powiem "tata idzie" (słysząc klucz w drzwiach) to od razu patrzą w tamtym kierunki z uśmiechniętymi pyszczkami.

W innym temacie - przyjechali moi rodzice. Na razie jest ekstra - chłopcy zareagowali na nich cudownie, uwielbiają ich (choć czasem jeszcze szukają mnie wzrokiem i czasem nawet płaczą, jak im zniknę z pola widzenia). Na razie, od tych dwóch dni, mieszka się nam wszystkim razem pięknie, a dziś nawet wychodzimy z D. na imprezę! I co więcej - wracany do łóżka w salonie a rodzice śpią dziś w sypialni z chłopakami :D zobaczymy, co z tego wyjdzie....
Idę się przygotować do wyjścia ^^

wtorek, 25 lutego 2014

Łez wzruszenia ciąg dalszy

Kiedyś przestaniemy tak ciągle płakać z radości, ale póki co... ;)
Wczoraj Mąż wrócił do domu i, nie zdejmując butów ani kurtki, zawołał do chłopaków, żeby przyszli do niego. A oni poszli do Taty na jego prośbę! Normalnie oboje mieliśmy łzy w oczach :)
Dziś natomiast Koralik zaczął mówić mama! Wczoraj mówił baba, a dziś mama - szybko mu to idzie ;) Jeszcze to nie jest skierowane do mnie, ale myślę, że lada moment - chyba już zauważył, jak mnie to porusza, a przecież jest wieku małego manipulatora, więc każdy sposób się nada, żeby poujeżdżać matkę.
Za to Tygrys dziś zadał mi pytanie "co to", co prawda bez słów a tylko odpowiednio intonując głosikiem, ale nie miałam wątpliwości, o co chodzi, a chodziło o pytanie o cień, jaki rzucaliśmy na szafę, oświetlało nas słoneczko a my się ubieraliśmy na spacer, więc ten cień ładnie tańczył na ścianie i mój syn zainteresował się i zapytał - co to? Odpowiedziałam mu: cień, a on spróbował powtórzyć.
Dla tych, którzy tu zabłądzą i to przeczytają jedna ważna informacja - jest szansa i jest potencjał, bo ja zaczęłam mówić mając 9 miesięcy :) Czekam z niecierpliwością i ciekawością na to, co będzie dalej... :)

Dziś chłopaki zaczęli zwiedzać mieszkanie - powoli poszerzają terytorium zdobyte, Koralik wyszedł dziś nawet na przedpokój.Tygrys za to dobrych kilkanaście minut grał ze mną w piłkę i wychodziło mu to świetnie.

I taka oto dumna idę spać, z nadzieją, że dziś znów będzie cudownie i będą spali do rana...

poniedziałek, 24 lutego 2014

Dumy ciąg dalszy!

Weekend na uczelni a więc panowie wszyscy u teściów moich - chwila odpoczynku ;)
Ja skończyłam w sobotę trochę wcześniej więc wróciłam do domu i ogarnęłam, między innymi w końcu zebrałam naszą super-matę do kąpieli i umyłam podłogę. Jak chłopcy wrócili musieli przez chwilę bawić się na gołych panelach - po raz pierwszy w życiu. I co ja pacze??? Koralik najpierw zrobił kilka swoich pięknych kroków na czterech a potem pięknie usiadł! Tak fachowo i cudnie technicznie, że znów matka ryczała ze wzruszenia :) Muszę kategorycznie przestać go traktować jak młodszego, słabszego i mniej zdolnego bo zrobię mu ogromną krzywdę. Najprawdopodobniej cała ta informacja o niedotlenieniu nie jest prawdą i tylko Koralik jest wcześniakiem a Tygrys jakimś cudem nie, stąd to przesunięcie czasowe, a jako, że jest niewielkie to pewnie niedługo w ogóle się zatrze.
Koraliczek zaczął też szaleć w łóżeczku łapiąc za barierkę więc prędziutko, choć z wielkim bólem, opuściłam mu materacyk na najniższy poziom. Chłopaki dorastają... ;>
Wspomniany wcześniej obiadek nie zjedzony, (zastąpiony słoiczkiem, który wtrząchnęli migiem) włożyłam do lodówki i podałam następnego dnia. Moje podejrzenia się sprawdziły - chodziło o temperaturę. Zimne jedzonko zjedli chętnie. Wniosek - trzeba popracować nad temperaturą, czas się przyzwyczaić też do ciepłego jedzenia.
Krzesełka do kąpieli okazały się oczekiwaną rewelacją, chociaż Tygrys (tak, właśnie on!) pierwszą kąpiel przepłakał a kolejna też jeszcze nie była taka super ale już wczoraj siedzieli w wannie 20 minut z wielką radochą ;)

Teraz coś, w co nadal nie mogę uwierzyć i muszę częściej kręcić Smoki żeby to uchwycić... Tygrys zaczął powtarzać niektóre wyrazy ale w chwilach zupełnie niespodziewanych i tak po zjedzeniu słynnych buraczków, w piątek, kiedy wykonałam rytualne znaki kończące posiłek (stukam łyżeczką o brzeg miseczki, mówię, że to już koniec, że już zjedli i że dziękuję), Tygrys powiedział "dziękuję"! Brzmiało to raczej trochę jak "dzięki" ale słyszałam to i ja i moja siostra, więc nie może być mowy o pomyłce!
Dziś przy śniadaniu powiedziałam do Koralika "ach ty!" (bo kręcił się przy jedzeniu) a Tygrys powtórzył "ahty" :D

Z rewolucyjnych akcji - zaczęłam od wczoraj podawać kolację łyżeczką, przed kąpielą, przed snem tylko mleczko i to nie dużo, i nauka zasypiania samemu w łóżeczku, nie z butelką w paszczy na rączkach rodzica. Na razie wygląda to zachęcająco, dzisiejsza noc była bardzo dobra, jestem wyspana i pełna energii :)
Jutro chyba już przyjeżdżają moi rodzice - ciekawe, jak to będzie.... :) ale się cieszę!

Duma matki

(To znów jest post spóźniony - napisałam w zeszłą środę (dziś jest poniedziałek) i znów nie udało mi się opublikować.... no więc kończę i wypuszczam :) )

Jestem przekonana, że jest wiele uczuć, które znają tylko matki, może jeszcze ojcowie... Bo kto inny mógłby jednego dnia płakać 3 razy ze wzruszenia tylko bawiąc się z dziećmi, jak nie ich własna matka?
Pierwsza wzruszka była zaraz po śniadaniu - jak zwykle chłopcy odpoczęli troszkę w fotelikach, żeby nie wyrzygać całej kaszy w minutę po jej zjedzeniu a jak już prawie sami z tych fotelików wyłazili, uwolniłam ich. Po chwili ich samodzielnej zabawy (staram się, żeby równie dużo bawili się ze mną jak sami - to są dwie zupełnie inne zabawy, inne zachowania), dołączyłam i jak tylko usiadłam na macie obaj ruszyli "biegiem" w moim kierunku. Przewracali się, turlali, pełzali i czworakowali żeby jak najszybciej dotrzeć do mnie i spróbować ugryźć w kolano, obślinić łydkę, uszczypnąć i z pełnym oddaniem w oczach sugerować, że powinnam ich podnieść i zadziałać - przytulić, zrobić samolot czy inną rakietę. Ten bieg przyprawił  mnie o łzy szczęścia :)
Drugie wodotryski miałam za chwilę, kiedy Korali nagle zaczął pięknie, bardzo metodycznie i skutecznie czworakować!!! Normalnie poszedł sobie po piłkę, a potem w innym kierunku po coś innego i zaczął zwiedzać okolicę. I nadal to robi :)
Kolejną przyjemność chłopcy mi sprawili przed chwilą, ale już przez przesady, nie płakałam z tego powodu ;) Przeszedł kot i zamiauczał, a oni chórem mu odmiauknęli :D Było to absolutnie świetne!

Nauczyłam się nowej piosenki, o paluszkach i innych częściach ciała, taka z pokazywaniem - chłopaki uwielbiają ją :)
Nocami nie chcą spać, głównie Koralik budzi się co chwilkę, co godzinę, co pół czasem - w czwartek mam już zazwyczaj mega kryzys z tego powodu, nie wiem co z tym zrobić...

Postanowiłam znów coś ugotować - kupiłam ekologiczne mięsko (60 zł za kilogram cycka z kurczaka -.- ) i eko warzywka, ugotowałam, przygotowalam konsystencję i.... Smoki pluły dalej niż widziały!!! Koralik wtarł sobie te buraczki w całą głowę a Tygrysem tak trząchało, jakbym mu cytrynę zapodała... nie wiem o co chodzi...
Przyszły dziś foteliki do kąpieli więc wreszcie pożegnamy się z wanienką :) ciekawe, jak chłopcy zareagują na nowy gadżet ;)

środa, 19 lutego 2014

jak burza idziemy

hehehee.... to śmiech z okazji tego ostatniego postanowienia o częstszym pisaniu... przyznam, że jestem ostatnio jakoś... zjebana! słowo zmęczona nie oddaje mojego wieczornego samopoczucia :) Ale w sumie trudno się dziwić. Tak bardzo walczę o chwilę czasu dla siebie, że po uśpieniu Smoków staram się robić wszystko (a wychodzi raczej "nic") i zajmuje mi to całe wieczory aż do późnych godzin, więc codziennie kładę się spać ok 1 w nocy. A pobudki mamy coraz wcześniej, coraz częściej ok 6 rano. Smoki, co prawda, coraz bardziej samodzielne i mniej absorbujące, ale jednak - tyrka po 12 godzin na dobę. Co najważniejsze - nadal wstaję w nocy kilka, kilkanaście razy. Połowa moich zrywek jest niepotrzebna, chcę tylko w miarę możliwości, zapobiec lamentom jednego, zanim obudzi drugiego, więc zrywam się na każde westchnięcie. Jeśli już o tym wspominam - ostatnio mój Mąż zaproponował, żebym na dwie weekendowe noce przeniosła się do pokoju na kanapę, z okazji sesji i egzaminów, żebym się wyspała i takie tam. Muszę się pochwalić, że mam najlepszego męża na świecie! Nie dość, że od tamtego czasu już 2 weekendy tak spędziłam, to jeszcze muszę przyznać, że naprawdę dał radę :)
Przyznam też, że początek tego posta powstał jakieś 2 czy 3 tygodnie temu - tak bardzo nie mogę się zebrać do pisania... ale od tego czasu chyba nie za wiele się zmieniło. Ciągle jestem zmęczona, choć zdarzają się dni, że całkiem nieźle się czuję. Głównie dlatego, że od kilku dni Tygrys przesypia prawie całą noc bez kwękania, więc wstaję tylko do Koralika. Zmiana ta chyba wynika z tego, że przeniosłam chłopakom kaszę z bardzo późnego wieczora na czas po kąpieli. Teraz zjadają tę kaszę ok 20:00 i idą spać, budzą się ok 2 i potem ok 5 rano na troszkę mleczka, i to wszystko :)
Ostatnio nawet przeszedł mi ten wstrętny kryzys. Chłopcy są strasznie pocieszni i tak dużo się uczą! Radosnym rechotem reagują na powrót Taty do domu, nieudolnie, ale turlają piłeczkę do mnie, czytają książki (sic!), dziś Tygrys nauczył się podawać mi paluszek... to takie wzruszające :) Nauczyłam się nowej piosenki, z pokazywaniem, i mamy niezłą zabawę ;) Zęby męczą nas wszystkich, ale nie wydaje się, żeby miały wyjść w najbliższym czasie... ciekawe jak długo to jeszcze potrwa...

Na razie idę spać - kończenie tego posta było jakieś niewygodne.

Jeszcze na zakończenie - czuję wiosnę i nową energię, chyba znudziłam się aktualnym stanem.... tęsknię za jakąś pracą - ratunku!!! :)

środa, 29 stycznia 2014

Ząb nr 4

Postanowiłam (ja ciągle coś postanawiam.... echhh...) pisać bardziej "flashowo" zamiast zbierać się 10 dni do kolejnego wpisu.
Z tym zębem nr 4 to już jakiś czas temu on wylazł. Jeszcze wczoraj aplikowałam Tygrysowi paracetamol bo mu ewidentnie dokuczał, ale myślę, że to już ostatni dzień, już widać i czuć cały brzeg ząbka. Wyciska się dość długo, kilka dni. Teraz będziemy czekać na górne, ale mam nadzieję, że dadzą nam chwilę spokoju. U mojego siostrzeńca górne wyszły dopiero teraz a jest 2,5 miesiąca starszy. Proszę... choć miesiąc przerwy... choć tydzień?
Kolejna rzecz - jak pisałam już wcześniej, Smoki potrafią przewracać się w obie strony ale nigdy nie mogłam powiedzieć, że się turlają i trochę mnie to niepokoi ciągle. Dziś, właśnie przed chwilą, Koralik zaczął się turlać! :) pięknie turlał się do mnie, kiedy leżałam obok i tulił po tym przeturlaniu. Może z Tygrysem też mi się uda w ten sposób, a może każdy na wszystko ma odpowiedni czas i już?
Chłopaki śpią a to jedyna ich wspólna drzemka poza spacerem (Tygrys zrezygnował z drugiej drzemki niestety) więc zmykam choć trochę się ogarnąć. I wracam na pole walki z Chatką Puchatka w ręku! :)

niedziela, 26 stycznia 2014

Powrót i 7

Nie było tak strasznie. Okazało się, że w tę stronę Smoki nie musiały się aklimatyzować. Nie spodziewałam się tego, że chyba jednak zapamiętali ten dom, ten spokój, ten rytm życia i wyglądali, jakby było im dobrze znów tu być. Pierwszy dzień Tata był z nami, wziął specjalnie na tę okazję urlopik, ale już następnego dnia byliśmy sami i świetnie sobie poradziliśmy. Chłopaki wcale mnie nie terroryzują, nie chcą siedzieć ciągle na rękach bo mają inne atrakcje - wielki plac zabaw w dużym pokoju albo dwa małe w swoich łóżeczkach. Zaraz po przyjeździe wsadziłam ich na chwilkę do bujaczków i dzięki temu uświadomiłam sobie, jak bardzo urośli przez te 3 tygodnie! Normalnie wszystkie kończyny wystają im na zewnątrz, już nie możemy korzystać z tych wspaniałych sprzętów bo boję się, że wypadną z nich.
Wczoraj zakończyliśmy siódmy miesiąc naszej nowej przygody :) Wygląda, że chłopcy rozwijają się dobrze, w miarę książkowo - nic do przodu ale też żadnych specjalnych opóźnień. Jak posłucham niektórych informacji z okolicy - Zoja w 6. miesiącu stoi, Sebek w 5. zaczął czworakować, Staś w 6. siadał - to czasem się martwię, że moje dzieci takie mało sprytne... ale zaczęliśmy chodzić na wspomnianą rehabilitację i Pani Basia twierdzi, że wszystko z nimi OK, że są bardzo dzielni. A pani Basia jest strasznie fajna :) Co prawda "nakrzyczała" na nas, że sadzamy Tygrysa choć jeszcze nie powinniśmy, ale nie do końca się z nią zgadzam - wydaje mi się, że on jest do tego już mocno gotów, tylko jakoś nie wpadł sam jeszcze na pomysł jak to zrobić. Jak już się go posadzi to pięknie siedzi, sięga daleko po różne zabawki, przewraca się i kombinuje. Leżenie ewidentnie go nudzi a siedzenie niesamowicie bawi i mobilizuje. A zwłaszcza nudzi go leżenie na plecach, które Pani B. pokazała nam jako wyjściową pozycję do siadania. Ale mój syn znalazł sam inny sposób, żeby usiąść i choć nadal potrzebuje mojej asysty to myślę, że to kwestia kilku dni :) Koralik za to bardzo chętnie ćwiczy czworakowanie, choć jestem przekonana, że akurat on bardzo dobrze zna swoje możliwości i niczego nie przyspieszymy - pójdzie własnym rytmem, powoli, każda sprawność będzie mocno i dokładnie wypracowana. W przeciwieństwie do brata, który najchętniej już zacząłby biegać...
Tygrys od wczoraj zaczął znów "mówić" - już trochę obawiałam się tego jego milczenia... Gada jak szalony, oczywiście najwięcej jak jest zdenerwowany i ma pretensje, taki stan ogólnie nakręca go do działania :) To jest takie klasyczne gaworzenie - z bogatą intonacją, mnóstwem głosek, bardzo ciekawe. I dziś rano wreszcie próbował - zupełnie serio! - powtarzać za mną mama i baba :D
Ale ale! Największą rewelacją jest to, że Smoki zaczęły przesypiać całe noce! Mam nadzieję, że to nie jest stan przejściowy. Nie wiem z czym to jest związane - czy po prostu dorośli do tego, czy może to kwestia zmian, które ostatnio wprowadziłam. Tzn. nie jest tak, że wypijają o 22 beton a potem wstają dopiero o 7 rano - muszę wstawać, żeby pomóc zmienić pozycję (Tygrys przewraca się sam na wszystkie boki aż czasem tak zamota się w kocyk, że muszę go uwolnić), podać smoczek, dać pić itd, ale odpuścili ponad godzinne harce o 3 nad ranem, odpuścili kupę o 2 w nocy, wypijają malutko mleczka ok 5 i zaraz idą spać. A zmiany mamy następujące:
- jedzenie - wprowadzam system 5 posiłków o stałych porach, troszkę inaczej niż dotychczas (tu pisałam o jedzenie na 6 )
                        7.30 - kasza
                      11.00 - owoce (pół słoiczka)
                      14.00 - obiadek (pół słoiczka)
                      17.00 - deser (pół słoiczka)
                      19.30 - mleko (180)
                      22.00 - kasza-beton (150)
jak widać na razie mamy tych posiłków sześć, ale myślę, że lada moment podwójna kolacja zamieni się w jedną. Do tego w międzyczasie mleczko (żeby były obowiązkowe 3 porcje dziennie), głównie pomaga nam przy drzemkach, bo chłopcy nadal pięknie zasypiają ssąc mleczko :)
W każdym razie mam wrażenie, że taki system jedzenia dużo bardziej im odpowiada, są ciągle najedzeni, spokojniejsi... Ta zmiana jednak była możliwa dzięki kolejnej zmianie, wymuszonej przez pogodę...
- spacer i drzemki - dotychczas, niezależnie od pogody, dzieciaki były na spacerze po 2,5 godziny dziennie, wcześniej miały przynajmniej jedną drzemkę, ok godzinki. Aktualna pogoda jednak wymusiła na mnie zmianę, - 17 na termometrze to nie są żarty. Wychodzimy teraz o 15 na godzinę, zazwyczaj przerywaną wizytą w jakimś sklepie, żeby trochę się zagrzać. To zmusza nas do dodatkowej drzemki ok południa ale w sumie daje jakieś 2 - 2,5 godziny drzemek w ciągu dnia, a nie 3,5 jak wcześniej. Mimo wszystko jednak chłopcy nie są wieczorem aż tak padnięci jak jeszcze niedawno.
Bardzo cieszą mnie te zmiany, oby były na dłużej, dawno nie byłam tak wyspana ;)
Ale wyspana jestem też dlatego, że Mąż Mój Ukochany uwolnił mnie od całego męskiego towarzystwa -pojechali wszyscy do Babci, drugi dzień już tak bawią tam (z przerwą na sen w domu) i w związku z tym ja się wyspałam, nagotowałam, posprzątałam i wreszcie napisałam poważne podstawy mojej pracy dyplomowej :) Dziś mam w zamiarze przygotowania do kolejnych zajęć i może znów trochę pracy. Taka odmiana, zrobienie CZEGOŚ, to bardzo fajne uczucie, daje mi niezłego kopa a z drugiej strony przypomina, że zostało mi już tylko kilka miesięcy ze Smokami. Powrót do normalnego życia zbliża się wielkimi krokami... aż ciarki czuję na karku - jednocześnie strach i podniecenie na myśl o nowym :)
Tymczasem, borem lasem - czas nauczyć się nowej piosenki! Co by tutaj....

czwartek, 16 stycznia 2014

Koniec laby

To pewnie ostatni wpis podczas tego "urlopu", mija 3. tydzień mojego pobytu u rodziców. Nie zrealizowałam żadnego z postanowień - strasznie to przygnębiające. Dość szybko zaczęłam sobie odpuszczać i postanowiłam potraktować jednak ten wyjazd jak wakacje. I znów mam mnóstwo tych postanowień nieszczęsnych, do wprowadzenia w normalnym trybie życiowym, mam nadzieję, że mi się choć troszkę uda....
Postanowienia:
- dieta - to się nie mogło udać tutaj, moi rodzice uwielbiają słodycze, tata piecze cudowny chleb i robi pyszne pasztety, wędliny... uwielbiamy razem wypić piwko wieczorem albo lampkę domowego wina (tak, wina też robi sam). W domu nie będę miała czasu na jedzenie, pozostanie mi tylko okiełznać chęć wtryniania drożdżówek na spacerze.
- praca dyplomowa - przejrzałam dwie książki, które wzięłam z sobą, nie napisałam ani słowa. To jednak okazało się trudne tutaj, nie mam za bardzo gdzie, nocami nie chce mi się pisać... trudno, postanowiłam zostawić to też na czas w domu, tam będzie mnie mniej rzeczy rozpraszało, a dzieci... muszę się nimi zajmować niezależnie od tego, gdzie jestem...
- sen - miałam się wyspać. Czuję się trochę bardziej wypoczęta, ale jednak pierwsze dwa tygodnie na wyjątkowo niewygodnym łóżku, chodzenie spać ok 2 w nocy i wstawanie o 7 rano... to nie są warunki do wysypiania się :) Miałam kilka dni, kiedy mogłam się zdrzemnąć podczas dzieciowego spaceru (mój tata dzielnie powozi dyliżans :) i te dni będę pamiętała dłuuuugo....
- ćwiczenia - cóż, niezależnie od tego, że całe dnie są w domu moi rodzice a popołudniu jeszcze dochodzi babcia, przez te całe dnie jestem objuczona dziećmi. Zazwyczaj jednym dzieciem, bo drugim ktoś się zajmuje, ale jednak. Mama wstaje do nich w nocy, więc rano jest wykończona i gdy ja przejmuję ich o 7 rano ona jeszcze 2 godzinki dosypia. Generalnie w ciągu dnia nie mam wcale więcej czasu dla siebie niż w domu. Ćwiczenia pozostawiam sobie więc na lepsze czasy, choć przyznam, że brzuch pociążowy mi ciąży i bardzo chciałabym się go pozbyć wreszcie :(

Prawdopodobnie wrócę tu dopiero w wakacje, wtedy będzie z nami już moja mała siostrzenica i znów nie będę miała możliwości oddania Smoków zupełnie w opiekę mamie, ale obiecała mi, że da nam ze dwie wolne noce i na tę opcję nie mogę się doczekać :)

Tymczasem trzeba wracać, jak zwykle nie chce mi się stąd wyjeżdżać, jak zwykle boję się powrotu, boję się małych terrorystów, boję się niewyspania, bolącego kręgosłupa i bałaganu w domu, boję się raczkujących Smoków (myślę, że to lada moment) i godzenia szkoły z tym wszystkim...
Od przyszłego wtorku zaczynamy rehabilitację chłopaków - może tak się rozwiną, że po tych dwóch miesiącach od razu pójdą do pracy? :D

I jeszcze jedno - Josh Homme przyjeżdża znów do nas i tym razem do Warszawy wreszcie. Już przebieram nóżkami ;)

środa, 15 stycznia 2014

Co tam, Pani, u dwojaków?

a no w sumie nic specjalnego. Przyzwyczaili się do nowych warunków i zaczęli zachowywać normalnie - w miarę normalnie spać, jeść to nigdy nie przestali i nadal świetnie im to wychodzi. Aktualnie wciągają 2 posiłki łyżeczką - śniadanie nr 2 o 11:00 i obiadek o 17:00, reszta to mleko i kasza-beton przed snem. Dnie spędzają na ujeżdżaniu mnie, babci i dziadka a w porywach nawet prababci. Teraz Koralik wszedł w fazę bounce'owania i coraz mniej podoba się mu leżenie, za to Tygrys wszedł na wyższy poziom komunikacji i próbuje ze wszystkich sił czworakować - na razie przy pomocy twarzy.... -.-
W weekend wracamy do domu. Jak zwykle właśnie teraz się zaaklimatyzowaliśmy, własnie teraz zaczyna nam być tu naprawdę dobrze i zaraz mamy się pakować. Trochę się boję (znów jak zwykle) powrotu do rzeczywistości w formie ja plus oni dwaj.
A oni dwaj oszaleli. Nauczyli się, że pisk i krzyk przynosi efekt - zainteresowanie, wzięcie na ręce, inne atrakcje. Będą musieli o tym zapomnieć po powrocie do domu.

Nie wiem, czy już o tym pisałam... Gdybym, miała jedno dziecko, nie wypuszczałabym go z rąk. Ciągłe bym je tuliła, ściskała, przytulała, spałabym z nim i chodziła wszędzie.
Strasznie mi przykro, że z dwójką jestem tak ograniczona... ale ani przez chwilę nie żałuję, że jest ich dwóch, a każdy z nich jest tak wspaniały!!!

dobranoc

niedziela, 12 stycznia 2014

Ząb nr 3

Mamy i zęba u Tygrysa :) Dopiero co byliśmy u lekarki, która oceniła "fachowym" okiem, że nie mamy się jeszcze czego spodziewać a tu na drugi dzień pojawił się ząbek :) Tygrys zniósł to znośnie, choć podałam mu paracetamol, więc może właśnie dzięki temu jakoś przeżyliśmy. W każdym razie długo to nie trwało i mimo, że ząb nadal się wyżyna to chłopak ma już dużo lepszy humor. Dzisiejsze posiłki łyżeczkowe nagle poszły jak po masełku, bez wypychania języka - może tak działa na niego ten nowy ząb? W ogóle nie był nam potrzebny śliniak.
Zęby Koralikowe za to rosną jak szalone a on coraz chętniej je pokazuje i mam wrażenie, że jemu akurat już w ogóle nie dokuczają. Dziś od rana rechocze z byle powodu i wreszcie zaczął znów wygłaszać swoje przemowy - strasznie jest pocieszny :)

Tygrys już siedzi prawie zupełnie pewnie, jeszcze trochę go asekuruję, ale to prawie zbędne. Poza siedzeniem jego największą przyjemnością jest aktualnie ujeżdżanie każdego, kto na to pozwoli. Nie pamiętam jak fachowo się to nazywa, ale wszystkie dziec i przechodzą ten etap - takiego skakania na uginających się nóżkach. Najlepiej przy tym jest jeszcze wspinać się na złapanego delikwenta jak małpka - pełnia radości!

Zastanawia mnie jedno... w tym wieku podobno dzieci zaczynają się bawić w "a ku ku" czy jak tam zwał - chowanie się i pojawianie. Jakoś mam wrażenie, że albo moje dzieci są skrajnie nie zainteresowane ciągle bo nie kumają, albo... ta zabawa jest dla nich za głupia :D jak próbuję się chować i pokazywać to oni mają taką minę, jakbym robiła z siebie głupa... ale co najważniejsze, wcale nie próbują mnie szukać w innym miejscu, tylko tam, gdzie się schowałam (siebie, czy zabawkę, czy cokolwiek..). Musze jeszcze chyba o tym poczytać :)

Po wielkich wątpliwościach postanowiłam zostać u Mamy jeszcze ten planowany tydzień i w miarę wykorzystać jak najlepiej. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie, na razie jestem tak zmęczona, że biegnę spać. Po kilku dniach przerwy to ja dziś byłam ze Smokami na 3 godzinnym spacerze i mam lekkie zakwasy.
A pro pos - nie potrafię zrozumieć, czemu ta gimnastyka codzienna z dwoma 10 kilowymi "hantelkami" nie poprawia mi kondycji, czemu ciągle nie mogę spaść z wagi, czemu nie jestem jak szprycha!? :) (nie nie, to nie może być tylko wina cukierków...)

Czekamy na ząb nr 4.

czwartek, 9 stycznia 2014

Moje Smoki - apdejt na 6.

No częstotliwość wpisów mam zacną a to w związku z zastępstwem na nocnej warcie - waruje moja Mama ;)
Czas chyba, żeby troszkę napisać o Smokach w wieku pół roku. Przejrzałam poprzedni opis i oceniłam jako mało precyzyjny.

Tygrys w wieku lat 0,5 jest wielkim chłopem (prawie 9,5 kg), bardzo silnym i ciągle śmiejącym się. A śmieje się ten mój syn całym sobą. W ogóle u takich niemowlaczków granica między śmiechem a płaczem jest bardzo cienka, ale u niego jest stanowczo bliżej śmiechu. Wydaje się, że chłopak wie, czego chce, a jak czegoś chce to raczej potrafi to pokazać. Jakiś czas temu zaczął wyciągać rączki - do wszystkiego. Do nas - żeby go nosić, do wszystkiego co ma w swoim zasięgu - żeby to zmasakrować wkładając do paszczy albo drąc w drobne kawałeczki.
Do niedawna uwielbiał leżeć na brzuszku i ćwiczyć różne techniki poruszania się, ale ostatnio się znudził chyba i postanowił siedzieć. A to siedzenie idzie mu świetnie! Lada moment nie będzie potrzebował żadnej asekuracji. Rączki ma super sprawne - jakoś niecały miesiąc temu zaczął nagle bardzo precyzyjnie posługiwać się smoczkiem - wyciągać sobie z ust i wkładać z powrotem. Bardzo sprawnie też analizuje wszystkie rzeczy, np doskonale idzie mu "czytanie" gazet (próbuję to nagrać ;D). Wszystko robi szybko, mocno i efektownie. Tylko jedzenie idzie mu średnio, chyba ciągle ma dość silny odruch wypychania językiem, wypycha więc łyżeczkę i jedzonko, ale coraz lepiej mu idzie, z dnia na dzień lepiej.
Jedno jest najważniejsze - jest niesamowicie pogodny i ma niesamowicie urzekający uśmiech :)
Kilka osób powiedziało mi już, że jest do mnie podobny i ja ostatnio zauważyłam to podobieństwo - do mnie w jego wieku :)
Koralik nadal jest bardzo delikatnym chłopcem, też się sporo śmieje, ale łatwiej doprowadzić go do płaczu. Nie lubi głośnych dźwięków, nie lubi stukania, pukania. Często potrzebuje odpoczynku, więcej śpi, lubi sam się bawić. Nie szaleje aż tak jak jego brat. Raczki jego nie są tak precyzyjne w działaniu, za to wygląda, jakby ważne były dla niego wrażenia dotykowe. Wszystkiego dotyka delikatnie i z uwagą. Ulubioną jego zabawką są nasze dłonie - głaszcze je delikatnie, dotyka po kolei paluszkami, jakby grał na instrumencie. Rozkoszny jest :) Świetnie reaguje na niektóre zabawki, te z wyraźnymi oczami głównie. Ciągle mu dokucza ten refluks, ale uwielbia leżeć na brzuszku i z wielką uwagą ćwiczy pełzanie w tył.
Najbardziej jednak ciekawią mnie aktualnie ich relacje. Koralik wydaje się czasem zazdrosny o uwagę, poświęcaną w danym momencie Tygrysowi. Tygrys za to chce wszystkiego, czym akurat bawi się Koralik. Już teraz wygląda to na trudny orzech i aż strach pomyśleć, co będzie z czasem!

Obecnie jest prawie 2 w nocy a oba moje Smoki właśnie się obudziły wyspane i w świetnych humorach, rozrabiają w łóżeczkach i nie zamierzają spać.
Ja chyba niedługo padnę z wycieńczenia. Ale z uśmiechem na ustach, bo jak się nie uśmiechać mając tak cudnych synów? :)

środa, 8 stycznia 2014

Pozbierane

(to post z wczoraj, tylko się nie opublikował)

Kilka rzeczy chodzi mi po głowie i muszę je spisać szybko, będzie pewnie bałagan.

Ostatnich kilka nocy to totalny koszmar - chłopaki na zmianę nie śpią. Katar Tygrysa ciągnie się drugi tydzień, Koralikowi wyszedł właśnie drugi ząb. Marudy dają czadu w dzień i popłakują na zmianę w nocy. Chwilowo moja mama jest chętna do wstawania a ja to perfidnie wykorzystuję, ale dziś poczułam, że już powoli i ona zaczyna być zmęczona. Mnie bolą ramiona, wszystkie stawy i mięśnie rąk - Smoki ważą po 9 kilo na łebek...
Byliśmy dziś u doktorki tutejszej. Wcześniej byłam już u niej z Koralikiem kiedyś, teraz Tygrys miał okazję - jemu tez się spodobała :) Mnie trochę mniej, ale dzieciom podoba się bardzo - starszawa babka bardzo zadbana, włos czarny, oko z mocną kreska, brew wyraźna, ust różowy, paznokć czerrrrrrwony. Dziecię wpatrzone dosłownie jak cielę w malowane wrota :) Powiedziała, że katar to nie choroba i przypisała kolejne krople i witaminy. Ale zagadnęłam o zęby i wspomniała o viburcolu. Słyszałam o tym cudzie już wiele razy ale nie wierzę w homeopatię, więc tylko się zawsze uśmiechałam. Teraz postanowiłam spróbować (tonący i brzytwa...). Zakupiłam, wrzeszczącym dzieciom zaaplikowałam. Nie chcę zapeszać, na razie śpią... Jutro napiszę, jaki faktycznie był efekt.

Tymczasem muszę spisać co robimy w kontekście rozwojowym.
Od początku staram się dużo do nich mówić, zgodnie z teorią "kąpieli słownej". Opowiadam o wszystkim co robię, nawet jeśli właśnie zakładam skarpetki. Zazwyczaj mam wrażenie, że mnie nie słuchają, ale czasem jakiś błysk w oku odnajdę.
Wprowadziłam zasadę czytania 2 razy dziennie, po kilka minut, najlepiej po jedzeniu bo wtedy musimy chwilę siedzieć i układać jedzonko w brzuszkach. Zazwyczaj również nie słuchają. Ale jestem twarda i wierzę, że kiedyś zaczną słuchać i rozumieć, choćby tolerować z przyzwyczajenia... Czytamy aktualnie Kubusia Puchatka, Sceny z życia Smoków i Mikołajka, czyli zestaw moich ulubionych książek dla dzieci.
Jakiś czas temu zaczęłam chłopakom śpiewać. Pierwsze próby były dramatyczne, bo z natury jestem nieśpiewająca. Zawsze uważałam, że mam świetny słuch ale nie mam głosu ;) więc nie próbowałam mierzyć się z wokalnymi wyzwaniami. Jak pierwszy raz zaśpiewałam dzieciom to spojrzały na mnie takim wzrokiem, że zamilkłam na kilka dni, jednak potem przemyślałam, że ich dziwne miny nie mogły być formą krytyki przecież a najwyżej zdziwienia i spróbowałam raz jeszcze, jakoś poleciało. Aktualnie śpiewamy "Pieski małe dwa" w ciągu dnia i "Kotki dwa" wieczorem. Tak sobie wymyśliłam a potem wyczytałam w kilku mądrych książkach, że tak właśnie jest dobrze - piosenki wprowadzać stopniowo, często powtarzać. Smoki są zachwycone. Teraz, jak zaczynam śpiewać, wiedzą już co ich czeka, albo tylko wiedzą, że jestem w pobliżu i jest dobrze, czują się bezpieczniej. Postanowiłam niedawno wprowadzić kolejna piosenkę i padło na "Stokrotkę" Koralik zaśmiewał się jak dziki jak to śpiewałam a ja doszłam do wniosku, że to bardzo nieprzyzwoita piosenka! No "Stokrotka się zgodziła i poszli razem w las"????? Dobrze, że te pokrzywy po drodze....
Zaczęłam też bardzo intensywnie namawiać ich do mówienia sylabami - mama, tata, baba, dada czy co tam sobie wymyślą. Na razie idzie słabo, ale widzę, że się starają i czekam z niecierpliwością na efekty :)

Obserwuję uważnie Koralika po tej diagnozie u neurologa i nie widzę na razie niczego niepokojącego. Wierzę, że tak zostanie. Na tę chwilę chłopak ma dwa zęby, sporo mówi po swojemu, świetnie pełza w tył i bardzo wysoko już podnosi dupkę do góry - lada chwila coś z tego będzie :)

Nadejszla chwila, kiedy powinnam jednak udać się udawać, że śpię. Adieu.

Edit:
- wygląda na to, że idą kolejne zęby a viburcol jednak jakoś działa... chyba... noc była kiepska. ale bez płaczu tylko z tańcami w środku nocy. Czy już teraz tak ciągle będzie...? :(

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rytm na 6.

Chciałam sobie zapisywać jakie zwyczaje mamy na kolejnych etapach i nie pamiętam, czy robiłam to wcześniej - muszę poprzeglądać te swoje posty kiedyś... W każdym razie aktualny nasz plan dnia, w 6. miesiącu życia Smoków, wygląda następująco:
ok. 7:30 pobudka. W domu zazwyczaj chłopcy bawią się jeszcze przez chwilkę sami w łóżeczkach a ja się trochę ogarniam i przenosimy się do pokoju gdzie mamy matę, bujaki, krzesełka i zabawki. Tam bawimy się i ok 9:30 księciunie padają na pierwszą drzemkę, wcześniej wypijając mleczko (ok. 90 ml).
Budzą się zazwyczaj po 40 minutach i działamy dalej - mata, potem przewijanie a więc trochę zabawy w sypialni, powrót do pokoju i tak do 11.30 kiedy to jest czas na większe śniadanko - kasza, wcześniej w butelce a od niedawna łyżeczką. Po tym śniadanku staram się namówić ich na chwilkę słuchania mojego czytania i dalej turlamy się, to tu.. to tam... przebieramy z piżam, czasem jeszcze jedna drzemka, czasem drzemie tylko Koralik. Tak dochodzimy do 13.00, kiedy to jest czas szykowania się na spacer. Spacer może zacząć się o dowolnej porze - troszkę wcześniej lub później, w zależności od pogody, nastrojów itd. ale ważne jest to, żeby nie skończył się przed 16.
Po spacerze jest obiadek, deserek i troszkę mleczka na popicie, na tym paliwie jedziemy do pierwszej kolacji, która jest między 19 a 20, po kąpieli, przed spaniem. Czas ten dłuży się niemiłosiernie, dzieciaki są już zmęczone całym dniem, znudzone, ja też zmęczona i znudzona - męczymy się cierpliwie czekając jak na zbawienie na wybicie godziny 19, kiedy to zaczynamy przygotowania do wieczornych rytuałów. Ta pierwsza kolacja to 180 ml mleczka, potem, ok 22 mamy drugą kolację - 180 ml mleczka z sinlakiem, co niektóre mamy nazywają "betonem" i co pozwala Smokom dotrwać do godziny 4 - 5 rano, czasem nawet bez pobudek w międzyczasie! A jeśli pobudka to mleczko, chociaż ostatnio zamieniam je na wodę, żeby kolejny posiłek był jednak dopiero o tej czwartej rano. Potem koło 6. chcą się troszkę napić więc znów mleczko, powoli zamieniane na wodę.
Podsumowując:
6:00 - ok 60 ml mleczka
9:00 - ok. 90 ml mleczka
11:00 - ok 120 kaszy
16:00 - obiadek i ok 60 ml mleczka
19:00 - 180 ml mleczka
22:00 - 180 ml mleczka + sinlac
2:00 - 60 ml mleczka (teraz woda)
4:00 - 120 ml mleczka

dobra, dobra, może to i śmieszne, że tak szczegółowo to piszę, ale dla mnie to ważne i wreszcie sobie porządkuję. Nie jest to blog lajfstajlowy ani jakiś tam inny modny tylko moje zapiski matki i studentki :)
No i z tego wynika, że trochę za dużo tego mleczka i skuteczniej muszę przestawiać ich na wodę i w ogóle oduczać tych przegryzek mleczkowych.
Cóż - to jest rytm, który poniekąd moi synowie wypracowali sobie sami. To jest rytm, który lada moment pewnie straci na aktualności, bo przecież teraz wszystko zmienia się z taką częstotliwością, że nie nadążam! :)
Tymczasem - Tygrys nie śpi... zrobił kupę o północy i zebrało mu się na śpiewy, wyje tym zachrypniętym głosikiem i wygląda, jakby nie zamierzał wcale spać. Wykończyć się można zupełnie... Jutro koniecznie do lekarza.