(to post z wczoraj, tylko się nie opublikował)
Kilka rzeczy chodzi mi po głowie i muszę je spisać szybko, będzie pewnie bałagan.
Ostatnich kilka nocy to totalny koszmar - chłopaki na zmianę nie śpią. Katar Tygrysa ciągnie się drugi tydzień, Koralikowi wyszedł właśnie drugi ząb. Marudy dają czadu w dzień i popłakują na zmianę w nocy. Chwilowo moja mama jest chętna do wstawania a ja to perfidnie wykorzystuję, ale dziś poczułam, że już powoli i ona zaczyna być zmęczona. Mnie bolą ramiona, wszystkie stawy i mięśnie rąk - Smoki ważą po 9 kilo na łebek...
Byliśmy dziś u doktorki tutejszej. Wcześniej byłam już u niej z Koralikiem kiedyś, teraz Tygrys miał okazję - jemu tez się spodobała :) Mnie trochę mniej, ale dzieciom podoba się bardzo - starszawa babka bardzo zadbana, włos czarny, oko z mocną kreska, brew wyraźna, ust różowy, paznokć czerrrrrrwony. Dziecię wpatrzone dosłownie jak cielę w malowane wrota :) Powiedziała, że katar to nie choroba i przypisała kolejne krople i witaminy. Ale zagadnęłam o zęby i wspomniała o viburcolu. Słyszałam o tym cudzie już wiele razy ale nie wierzę w homeopatię, więc tylko się zawsze uśmiechałam. Teraz postanowiłam spróbować (tonący i brzytwa...). Zakupiłam, wrzeszczącym dzieciom zaaplikowałam. Nie chcę zapeszać, na razie śpią... Jutro napiszę, jaki faktycznie był efekt.
Tymczasem muszę spisać co robimy w kontekście rozwojowym.
Od początku staram się dużo do nich mówić, zgodnie z teorią "kąpieli słownej". Opowiadam o wszystkim co robię, nawet jeśli właśnie zakładam skarpetki. Zazwyczaj mam wrażenie, że mnie nie słuchają, ale czasem jakiś błysk w oku odnajdę.
Wprowadziłam zasadę czytania 2 razy dziennie, po kilka minut, najlepiej po jedzeniu bo wtedy musimy chwilę siedzieć i układać jedzonko w brzuszkach. Zazwyczaj również nie słuchają. Ale jestem twarda i wierzę, że kiedyś zaczną słuchać i rozumieć, choćby tolerować z przyzwyczajenia... Czytamy aktualnie Kubusia Puchatka, Sceny z życia Smoków i Mikołajka, czyli zestaw moich ulubionych książek dla dzieci.
Jakiś czas temu zaczęłam chłopakom śpiewać. Pierwsze próby były dramatyczne, bo z natury jestem nieśpiewająca. Zawsze uważałam, że mam świetny słuch ale nie mam głosu ;) więc nie próbowałam mierzyć się z wokalnymi wyzwaniami. Jak pierwszy raz zaśpiewałam dzieciom to spojrzały na mnie takim wzrokiem, że zamilkłam na kilka dni, jednak potem przemyślałam, że ich dziwne miny nie mogły być formą krytyki przecież a najwyżej zdziwienia i spróbowałam raz jeszcze, jakoś poleciało. Aktualnie śpiewamy "Pieski małe dwa" w ciągu dnia i "Kotki dwa" wieczorem. Tak sobie wymyśliłam a potem wyczytałam w kilku mądrych książkach, że tak właśnie jest dobrze - piosenki wprowadzać stopniowo, często powtarzać. Smoki są zachwycone. Teraz, jak zaczynam śpiewać, wiedzą już co ich czeka, albo tylko wiedzą, że jestem w pobliżu i jest dobrze, czują się bezpieczniej. Postanowiłam niedawno wprowadzić kolejna piosenkę i padło na "Stokrotkę" Koralik zaśmiewał się jak dziki jak to śpiewałam a ja doszłam do wniosku, że to bardzo nieprzyzwoita piosenka! No "Stokrotka się zgodziła i poszli razem w las"????? Dobrze, że te pokrzywy po drodze....
Zaczęłam też bardzo intensywnie namawiać ich do mówienia sylabami - mama, tata, baba, dada czy co tam sobie wymyślą. Na razie idzie słabo, ale widzę, że się starają i czekam z niecierpliwością na efekty :)
Obserwuję uważnie Koralika po tej diagnozie u neurologa i nie widzę na razie niczego niepokojącego. Wierzę, że tak zostanie. Na tę chwilę chłopak ma dwa zęby, sporo mówi po swojemu, świetnie pełza w tył i bardzo wysoko już podnosi dupkę do góry - lada chwila coś z tego będzie :)
Nadejszla chwila, kiedy powinnam jednak udać się udawać, że śpię. Adieu.
Edit:
- wygląda na to, że idą kolejne zęby a viburcol jednak jakoś działa... chyba... noc była kiepska. ale bez płaczu tylko z tańcami w środku nocy. Czy już teraz tak ciągle będzie...? :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz