czwartek, 16 stycznia 2014

Koniec laby

To pewnie ostatni wpis podczas tego "urlopu", mija 3. tydzień mojego pobytu u rodziców. Nie zrealizowałam żadnego z postanowień - strasznie to przygnębiające. Dość szybko zaczęłam sobie odpuszczać i postanowiłam potraktować jednak ten wyjazd jak wakacje. I znów mam mnóstwo tych postanowień nieszczęsnych, do wprowadzenia w normalnym trybie życiowym, mam nadzieję, że mi się choć troszkę uda....
Postanowienia:
- dieta - to się nie mogło udać tutaj, moi rodzice uwielbiają słodycze, tata piecze cudowny chleb i robi pyszne pasztety, wędliny... uwielbiamy razem wypić piwko wieczorem albo lampkę domowego wina (tak, wina też robi sam). W domu nie będę miała czasu na jedzenie, pozostanie mi tylko okiełznać chęć wtryniania drożdżówek na spacerze.
- praca dyplomowa - przejrzałam dwie książki, które wzięłam z sobą, nie napisałam ani słowa. To jednak okazało się trudne tutaj, nie mam za bardzo gdzie, nocami nie chce mi się pisać... trudno, postanowiłam zostawić to też na czas w domu, tam będzie mnie mniej rzeczy rozpraszało, a dzieci... muszę się nimi zajmować niezależnie od tego, gdzie jestem...
- sen - miałam się wyspać. Czuję się trochę bardziej wypoczęta, ale jednak pierwsze dwa tygodnie na wyjątkowo niewygodnym łóżku, chodzenie spać ok 2 w nocy i wstawanie o 7 rano... to nie są warunki do wysypiania się :) Miałam kilka dni, kiedy mogłam się zdrzemnąć podczas dzieciowego spaceru (mój tata dzielnie powozi dyliżans :) i te dni będę pamiętała dłuuuugo....
- ćwiczenia - cóż, niezależnie od tego, że całe dnie są w domu moi rodzice a popołudniu jeszcze dochodzi babcia, przez te całe dnie jestem objuczona dziećmi. Zazwyczaj jednym dzieciem, bo drugim ktoś się zajmuje, ale jednak. Mama wstaje do nich w nocy, więc rano jest wykończona i gdy ja przejmuję ich o 7 rano ona jeszcze 2 godzinki dosypia. Generalnie w ciągu dnia nie mam wcale więcej czasu dla siebie niż w domu. Ćwiczenia pozostawiam sobie więc na lepsze czasy, choć przyznam, że brzuch pociążowy mi ciąży i bardzo chciałabym się go pozbyć wreszcie :(

Prawdopodobnie wrócę tu dopiero w wakacje, wtedy będzie z nami już moja mała siostrzenica i znów nie będę miała możliwości oddania Smoków zupełnie w opiekę mamie, ale obiecała mi, że da nam ze dwie wolne noce i na tę opcję nie mogę się doczekać :)

Tymczasem trzeba wracać, jak zwykle nie chce mi się stąd wyjeżdżać, jak zwykle boję się powrotu, boję się małych terrorystów, boję się niewyspania, bolącego kręgosłupa i bałaganu w domu, boję się raczkujących Smoków (myślę, że to lada moment) i godzenia szkoły z tym wszystkim...
Od przyszłego wtorku zaczynamy rehabilitację chłopaków - może tak się rozwiną, że po tych dwóch miesiącach od razu pójdą do pracy? :D

I jeszcze jedno - Josh Homme przyjeżdża znów do nas i tym razem do Warszawy wreszcie. Już przebieram nóżkami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz