poniedziałek, 8 września 2014

Koniec lata

Już początek września. Lato minęło nam pięknie na Mazurach, choć nie do końca tak, jak to sobie wymarzyłam. Nie było możliwości, żeby cały czas spędzać na ukochanej działce, bo było tam bardzo tłoczno. Nie udało się zrealizować pierwotnego planu "życiowej zmiany", czyli wynająć mieszkania, bo w tym małym miasteczku nikt nie chce nic wynajmować. Ale chłopcy nauczyli się wielu rzeczy, bardzo przywiązali się do moich rodziców, stali się bardziej samodzielni i bardzo wyrośli. Mają teraz po ok 80 cm wzrostu (Tygrys jest odrobinkę niższy), ważą ciągle ok 12 kg, już od kilku miesięcy.
Nadal pięknie jedzą przy czym Tygrysek uwielbia próbować wszystkiego co jest na talerzach dorosłych domowników, nawet w pewnym momencie miałam wrażenie, że przez to przybrał na wadze ;)
poprzedni post był peanem o Tygrysie, ten będzie poświęcony Koralikowi.
Mój piękny synek, o cudnym uśmiechu i prześlicznych włosach, zaczął pokazywać paluszkiem wszystko wokół zaraz po przyjeździe na Mazury. Pierwszym obiektem paluszkowym był Dziadek :) Nikt pewnie nie zrozumie i nie potrafi sobie wyobrazić, jak mi ulżyło! Od tego czasu też posypały się dalsze zmiany - więcej słów, więcej buziaków i przytulania, więcej wspólnej zabawy. Koraliczek nadal uwielbia czytać i kocha słuchać czytania. Często przychodzi do nas z wybraną książeczką i nakazuje czytać, słucha z niesamowitą uwagą. Jednak to, co mnie najbardziej zaskoczyło to wielka miłość do samochodów. Pierwszym słowem, które mówi rano i ostatnie przed zaśnięciem to "brum brum". Najfajniejszą zabawą jest patrzenie na samochody, dotykanie samochodów, zabawa autkami. Niestety nadal jest bardzo płaczliwy, a jako że ma wyjątkową skalę i głośność, ataki płaczu bywają trudne do zniesienia dla otoczenia. Dla równowagi we wszechświecie ma też mój synek niesamowite poczucie humoru i śmiech jak Krecik :)
Od 2 tygodni jesteśmy w Warszawie, przyjechaliśmy żeby zmienić na chwilkę otoczenie i odbębnić wizyty u lekarzy. Byliśmy u neurologa i ortopedy i wszystko jest w doskonałym porządku. Czeka nas jeszcze szczepienie, ale to już na Mazurach, bo Koralik przechodził jakiś czas temu trzydniówkę i musimy chwilkę odczekać jeszcze. Nota bene - dopiero wtedy przekonałam się, jak matka przeżywa chorobę dziecka, nawet jeśli jest to tak błaha choróbka....

Przyznam, że z każdym dniem uwielbiam moje dzieci bardziej i bardziej, coraz fajniejsze jest spędzanie z nimi czasu i coraz mniej męczy mnie opieka nad nimi. Chodzimy na place zabaw gdzie chłopcy są bardzo grzeczni, na spacerach też zachowują się wzorowo. Coraz częściej chodzi mi po głowie zostanie z nimi w domu na jak najdłużej, funkcja kury domowej jest coraz bardziej kusząca...

O planach może napiszę później, a tymczasem to co ważne - Tygrys już praktycznie nie budzi się w nocy. Tzn nie budzi mnie :) Zasypia pięknie i szybko, śpi do rana, coraz częściej wstaje dopiero ok 7 rano. Koralik jeszcze budzi się na mleczko, ale tylko raz czy dwa razy w nocy. Oczywiście to wszystko jest tak piękne tylko pod warunkiem, że nie przeszkadzają nam wybijające się właśnie zęby trzonowe. I jeszcze jedno, ku pamięci - moje dzieci nie przepadają za kaszką sklepową, ale uwielbiają gotowane na mleku (takim krowim, zwykłym, które wprowadziłam w wakacje) kaszki naturalne - mannę i jaglankę. Bardzo mnie to cieszy :) Iiiiiiiiii.... kochają tran! Cóż, nie chwaląc się, mam najlepsze dzieci na świecie ;) Pieść pochwalną na temat męża następnym razem stworzę.

A oto i oni, na wczorajszym spacerze w pięknym Parku Zdrojowym w Konstancinie:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz