Mam wrażenie, że (choć strasznie tęsknię za każdym razem, kiedy jestem daleko od dzieci), chłopcy cudownie uczą się nowych rzeczy albo uwalniają jakąś wiedzę i umiejętności, które im wpajam przez cały tydzień? Są teorie, które mówią, że nawet stając na rzęsach nie nauczysz dziecka niczego, na co nie będzie gotowe, a wtedy samo na to wpadnie... może tak właśnie jest?
Koralik wczoraj, po powrocie od babci zaczął nam podawać piłkę. Ot tak sobie - wziął do rączki piłeczkę i podał ją tacie, a potem mi, i strasznie się cieszył! :) I było to takie celowe, zamierzone :)
A dziś rano jak wzięłam ich do łóżka przytulał się do mnie i bardzo starannie dawał mi buziaczki - w pierwszym momencie nie wiedziałam o co chodzi, kiedy z otwartą buzią i przymkniętymi oczkami zamierzał się na mnie, ale zaraz dostałam kilka mokrych buziaków, część w nos :) No i jak można się domyślać - ciągle chodzę i płaczę ze wzruszenia....
Tygrys przestał zjadać książki i znów zaczął je czytać. Wczoraj dorwał się do gazety, pięknie przekładał strony i głośno czytał, do czasu, kiedy jedna ze stron porwała się - wtedy wpadł w histerię niemalże. Dziwne to było, musieliśmy gazetę zabrać.
I jeszcze na koniec statystyka - Smoki ważą dokładnie po 11 kg na głowę, Koralik mierzy 73 a Tygrys 72 cm.
Ciekawe, czego nauczą się dziś ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz