poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na północy

Przyjechaliśmy na Mazury. W ostatniej chwili okazało się, że Mój Mąż nie może nas zawieźć bo jakieś niezmiernie istotne interesy trzymają go w mieście. Chłopak tak ciężko pracuje i tak się stara, że nie przyszłoby mi nawet do głowy mieć jakiekolwiek pretensje, ale wyjazdu nie chciałam odpuścić. Ku przerażeniu obu babć postanowiliśmy, że pojedziemy sami - ja i chłopcy, a Tata dojedzie na same święta. Nie powiem, że nie stresowałam się tą podróżą. Mimo nowych super-fotelików obawiałam się, że jak zaczną marudzić w podróży to będziemy jechali 2 razy dłużej z powodu ciągłych przystanków w celu zaaplikowania smoczka, mleczka, deserku, zabawki czy czego tam jeszcze. Okazało się jednak, że chłopcy świetnie znieśli podróż prawie w całości ją przesypiając, postój mieliśmy tylko jeden na zjedzenie drugiego śniadania - poszło super, nastroje były doskonałe nawet po przebudzeniu a wszelkie potrzeby Smoki załatwiały we własnym zakresie (jak to miło, że już sami potrafią zaaplikować sobie smoczek... :) ).
Kolejną rzeczą, której się obawiałam była aklimatyzacja w rodziców. Jak byliśmy na święta trochę dali nam popalić. Teraz jednak nie było żadnych problemów - od razu zachowywali się jak u siebie.
Nie wiem, czy wspominałam, ale w domu zrobiłam im coś na kształt kojca - odgradzam sporą część pokoju, wejście do kuchni zamknięte jest bramką i tam mają plac zabaw. Jest tak przygotowany, że praktycznie nie mogą zrobić sobie krzywdy więc ja mogę spokojnie na chwilkę ich zostawić samych i coś ogarnąć. U rodziców nie ma możliwości, żeby tak ich odgrodzić, ale za to zagrodziliśmy wszelkie niebezpieczne miejsca i Smoki podróżują po całym mieszkaniu. Nie muszę chyba dodawać, że frajda jest nieziemska :)
Jak na razie wszystko idzie dość gładko - dzieci są bardzo grzeczne, trochę w nocy szaleją chyb a z powodu zębów, rodzice są zachwyceni a ja wyniosłam się pracować do Babci, więc do końca tygodnia mam spokój i może uda mi się nadgonić z pracą.

Co do osiągnięć smoczych - pracujemy ciężko nad Koralikowym paluszkiem i chyba zaczyna już łapać o co chodzi. Dziś rano w końcu pokazał mi paluszkiem mój nos :) ale musiałam go dość długo namawiać... Zaczyna za to coraz bardziej pokazywać przywiązanie do mnie, częściej zdarza mu się biec do mnie i prosić o wzięcie na rączki, na kolana, przytulać się. Uśmiecha się na mój widok tak, jak na żaden inny :) Zaczął bardzo głośno krzyczeć, ćwiczy głosik a ten jest bardzo donośny więc sąsiedzi muszą mieć ubaw :P Ma ciągle doskonały humor i dużo się śmieje.
Tygrys nauczył się układać wieżę z kółek na pałąku i robi to bardzo fachowo. Muszę powymyślać mu nowe wyzwania bo widać, że chłopak jest głodny wiedzy i nowych umiejętności :)
Od przyjazdu na Mazury mają też ogromny apetyt - jedzą wszystko i w dużych ilościach, nawet obiadek, który sama im ugotowałam!
Zmieniliśmy garderobę nocną na kolejny rozmiar, czyli 9-12 mcy. Jest na styk.... Duże chłopaki rosną...

Zrobiłam małą ankietkę na FB, wśród rodziców bliźniaków, zapytałam o "tajemną mowę". Odpowiedzi wciąż spływają więc na razie nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć, ale sprawa jest fascynująca. Gdybym znalazła sposób na rozpoczęcie pracy naukowej (może uda mi się załapać na jakiejś uczelni....) to chciałabym prowadzić badania w tym zakresie.

Właśnie minęło południe - mam 6 godzin na pisanie :) do roboty więc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz