wtorek, 14 maja 2013

Zaczynamy dopinanie

W ciągu ostatnich kilku tygodni zupełnie naturalnie zaczęło się dopinanie guziczków.
Pierwszym guziczkiem niech będzie kwestia porodowych rozterek. W zeszłym tygodniu byliśmy na wizycie w szpitalu u naszej Pani Dr. Jako, że to już 30 tydzień poprosiłam o wyjaśnienie nam jak "to wszystko" będzie wyglądało. Dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście w tym szpitalu, przy takiej ciąży jak moja, lekarze starają się próbować poprowadzić poród naturalnie, jednak podobno zaledwie 10% porodów bliźniaczych ostatecznie kończy się tam w ten sposób, w międzyczasie często pojawiają się różne wskazania do cięcia. Pani Dr niczego nie ukrywała, potwierdziła więc, że zdarza się jedno dziecko urodzić naturalnie a drugie przez cięcie ale też wyjaśniła, że mają bardzo rozbudowane procedury, min po wyjściu jednego dziecka akcja porodowa jest bardzo szczegółowo monitorowana i max po godzinie (oczywiście przy założeniu, że wszystko generalnie jet OK) tak czy inaczej stosowany jest zabieg. Potwierdziła też niestety, że przy porodzie naturalnym w pierwszej fazie będę sama z mężem i dochodzącą co jakiś czas położną (to mnie trochę przeraża) a w drugiej fazie za to przeciwnie - będzie całe stado lekarzy i studentów. No i, że w pierwszej fazie na pewno przypną mnie do KTG i każą leżeć nieruchomo, co wydaje się być najgorsze, może potrwać wiele godzin, a ja na ostatnim badaniu nie byłam w stanie wytrzymać 20 minut w tej pozycji... ale zapytałam co mogę zrobić w takiej sytuacji a Pani Dr odpowiedziała, że to ja faktycznie decyduję o tym, jak będzie wyglądał poród - jeśli zechcę wstać, pójść pod prysznic, do toalety czy pospacerować to mogę to zrobić. Oczywiście położna będzie na mnie krzyczeć, obrażać się, straszyć i kazać podpisać dokumenty, w których biorę odpowiedzialność za wszystko co robię, ale poradziła mi być dzielną, podpisywać i nie dać się zastraszyć - zobaczymy, czy to takie hop-siup :) Ale to wszystko w przypadku, jeśli dojdzie do porodu naturalnego. Co istotne potwierdziła, że jak się nic nie dzieje (w sensie nie zanosi się na rozwiązanie) to w 36 tygodniu kładzie do szpitala, bo uważa, że w 37 tygodniu bliźnięta powinny być już na świecie. To wyznaczyło nam swego rodzaju granicę, bardziej realny termin w którym powinniśmy się ogarnąć.
Mimo tego, że przeraża mnie trochę to wszystko (choć nawet nie wyobrażam sobie jak byłabym przerażona, gdyby nie hormony ciążowe :D ), nie zdecydowaliśmy się na wykupienie prywatnej opieki położnej. Słyszałam wiele argumentów za tym, jednak przyznam, że dotychczas żaden nie przemówił do mnie jakoś wyjątkowo mocno... Zresztą - pewnie będzie można komuś zapłacić w ostatniej chwili, jeśli zajdzie taka potrzeba. Martwi mnie jeszcze troszkę, że wizyty kończą się tam o 20 i na noc będę zostawała sama z dwójką dzieci... muszę chyba podpytać jakieś forumowiczki jak to wygląda.
Tak czy inaczej oboje poczuliśmy się uspokojeni, Mężowiu mojemu przeszła chęć na oglądanie oddziałów (stwierdził, że obejrzy je jak już będę tam leżała ;) ), postanowiliśmy podzielać podejście naszych Doktórek, które twierdzą, że jak ma być dobrze to tak właśnie będzie, a jak ma być kiepsko, to one pomogą nam przez to przejść :)
Jesteśmy w połowie 31 tygodnia już!! :) Dzieciaki są wielkie - na pomiarach 1,5 tygodnia temu wyszło, że jeden waży ok 1500 a drugi 1700 (i to są lekko zaniżone, ostrożne pomiary). Brzuch mam gigantyczny i jak na ironię dopiero teraz czuję się cudownie, mam mnóstwo energii i chęci na wszystko, a więc akcja "wicie gniazda" w pełni ;) ale o tym innym razem. Czas na spacer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz