wtorek, 5 listopada 2013

Plan dnia

Nie byłam tu prawie od miesiąca... Ten miesiąc, sam na sam ze Smokami, był w sumie bardzo przyjemny. Rzeczywiście "sam na sam" bo Mąż wraca do domu tuż przed wieczornym  rytualnym kąpaniem/karmieniem/usypianiem.
Z perspektywy widzę to tak, że mieliśmy ułożony bardzo przyjemny sprawny działania: wstawaliśmy ok 9 - 10 - tzn czasem chłopcy wcześniej, ale wtedy bawili się chwilę z "kolegami" w łóżeczkach a jeśli było to bardzo wcześnie to po tej zabawie dostawali jeść i dosypialiśmy chwilkę. Często to dosypianie wiązało się z przeniesieniem któregoś z Królewiczów do mojego łóżka i to była ogromna przyjemność :) Nie dziwię się wcale rodzicom, którzy pozwalają sobie na spanie w jednym łóżku z dzieckiem - to zupełnie wyjątkowa sprawa! ;) Po ostatecznej decyzji, że zaczynamy dzień przenosiliśmy się do pokoju gdzie chłopcy bawili się w bujaczkach a ja jadłam śniadanie (tak tak, śniadanie - kanapeczki, gorąca kawka itede) i oglądałam telewizję śniadaniową, jak przystało na współczesną "matkę małych dzieci"... wpięłam się w target :P W tym czasie zazwyczaj Panowie się męczyli i był czas na drzemkę a dla mnie na 40 minut wolnego czasu - zęby, włosy, makijaż, ubranie, ogarnianie, odciąganie. Po przebudzeniu jedzenie, układanie w brzuszkach a potem przenosiliśmy się do sypialni, gdzie Chłopaki znów bawili się chwilkę potem ćwiczyli "przygotowanie do mobilności" a ja ubierałam się, składałam pranie i tym podobne. Dalszy plan działania był zależny trochę od nastrojów - czasem była krótka drzemka lub nie, i od razu na spacer, a czasem kładliśmy się wszyscy i spaliśmy nawet 2 godziny. Tu muszę wspomnieć, że takie fantastyczne drzemki moje dzieci organizowały mi zazwyczaj wtedy, kiedy byłam bardzo wyczerpana ich szaleństwami nocnymi (oczywiście oni tez byli w związku tymi szaleństwami zmęczeni a nie tylko wspaniałomyślni dla Matki). Spacer stał się moją ulubiona porą dnia, pewnie duża w tym zasługa cudownej aury październikowej, która bardziej przypominała późne lato niż jesień. Zabierałam z sobą przekąski, gazetę lub książkę, radyjko ze słuchawkami i szłam swoimi ulubionymi alejkami słuchając, czytając, przegryzając... oj jak ja lubię być sam na sam z sobą! Po powrocie bywało trudno... często w tym  samym momencie obaj głośno domagali się jedzenia, więc musiałam wypracować techniki jednoczesnego karmienia jednego dziecka piersią a drugiego z butelki, i przyznam, że dawałam radę :) Potem z nów chwila zabawy, czytanie książeczki (jeszcze nie kumają nic, ale taki potok słów sprawia im wyraźną przyjemność). Kiedy przychodził Tata to w zależności od pory - bawił się z dziećmi albo od razu biegł przygotowywać kąpiel. O 20. dzieci spały a my mieliśmy ok 3 godzin dla siebie, po wieczornym karmieniu zazwyczaj też już padałam na twarz więc szłam spać, ale zdarzały się i wizyty znajomych, więc nie było nudno.
Muszę zaznaczyć, że trakcie takiego dnia był czas na zabawę z każdym z synów osobno, na przytulanie i rozmowę z patrzeniem głęboko w oczęta, co zazwyczaj działo się na przewijaku ;)
Nie chciałabym, żeby wymknęło mi się to wszystko z pamięci....
Chłopcy są już tacy fajni, duzi, super bawią się sami, bardzo fajnie wchodzą w interakcje ze mną, bardzo dużo się śmieją, mało płaczą, całkiem nieźle śpią w nocy. Teraz zaczynają powoli "gadać" co daje nam mnóstwo radości. Cudownie się ich przytula bo wreszcie odwzajemniają objęcia.
Teraz trochę się zmieniło. Pierwszy bałagan wprowadziła zmiana godziny na czas zimowy, ale jeszcze starałam się nie robić z tego powodu rewolucji. Teraz jednak przyjechała moja Mama i od razu zmieniłyśmy mnóstwo rzeczy - inna pora spaceru (żeby nie chodzić po zmroku bo zimno i ciemno), dodatkowy posiłek - kaszka po spacerze a teraz marchewka po spacerze i kasza na dobranoc, na dobre spanie. To wszystko trochę wybiło chłopaków z rytmu ale powoli wracamy na właściwe tory. Ja tymczasem delikatnie odsypiam... idę więc spać i może uda mi sie wpaść tu wcześniej niż za kolejny miesiąc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz