o dniu, kiedy moje dzieci zaczną chociaż czworakować, nie mówiąc o bieganiu....
W poniedziałek szczepienia i zaraz po nich po kolei katar i kaszel - najpierw Koralik, teraz Tygrys. Noce nawet nie tak złe, ale w dzień marudy moje wymagają ode mnie akrobacji. Ciągle przenoszę ich z miejsca w miejsce, żeby nie było nudno, nie zostawiam jednego w pokoju, kiedy drugiego przewijam w sypialni - zawsze idziemy wszyscy razem. To wszystko oznacza, że ciągle ich gdzieś przenoszę (nie mylić z noszeniem na rękach - ja ich transportuję). A dzieci mam wielce dorodne, 9 kilo na głowę w wieku 5,5 miesiąca.
Marzę więc cichutko o dniu, kiedy przyjdą i sami wejdą mi na głowę, kiedy nie będę musiała ich tak ciągle nosić...a może już zawsze będę ich tak nosiła...? Bicepsom moim dobrze to robi, ale kręgosłup pęka... i jakoś odzywa się ten szew po cesarce. No i zastanawiam się, czy to już właśnie przestały działać hormony cyckowe? Jestem coraz bardziej zmęczona i coraz więcej snu potrzebuję, więc chyba tak.
...ale za to wreszcie mogę się napić kawy! :)
a teraz spać, póki katar jest w defensywie chwilowo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz