piątek, 29 marca 2013

Poranki i wieczory

Zawsze uwielbiałam poranki, śniadania, zwłaszcza te, które mogłam spędzać w towarzystwie rodziny. Z domu wyniosłam tradycję celebrowania tego czasu, śniadanie to czas szczególny. Od kilku miesięcy siedzę w domu i poranki spędzam samotnie, a jednak nadal są dla mnie najmilszym czasem w ciągu dnia. Nawet te pierwsze 3 miesiące ciąży tak się układały, że rano czułam się znośnie - wstawałam głodna, z przyjemnością zjadałam śniadanie i byłam w stanie zmusić się do jakiejś aktywności a od 16 zaczynał się koszmar mdłości i słabości. Miałam nadzieję, że potem będzie lepiej i nawet przez chwilę było... a teraz znów dramat! Moje ukochane poranki nadal są miłe, codziennie rano jestem pełna energii i dobrych chęci, planuję ile to uda mi się zrobić - sprzątanie, zakupy, czytanie, druty, szycie, odwiedziny u znajomych.... a tu dupa! Mimo tego, że staram się jeść niewiele zaraz po śniadaniu zaczynam się czuć jak balonik nadmuchany do granic wytrzymałości i ten stan pogarsza się w miarę upływu dnia. Wieczorem boli mnie wszystko - cały brzuch, żebra ze wszystkich stron, głowa (bo nie mogę swobodnie oddychać) i oczywiście kręgosłup... Brzuch mam twardy, cały napęczniały, jakby miał za chwilkę dosłownie pęknąć, nie pozwala mi na przyjęcie jakiejkolwiek wygodnej pozycji. Do tego wszystkiego wróciły skurcze, które teraz są trochę mocniejsze i częstsze niż te, które mnie niepokoiły kilka tygodni temu. Jestem w stanie w ciągu dnia pozwolić sobie na jedną akcję - jak pojadę na zakupy to już potem muszę do końca dnia po nich odpoczywać. Jak zrobię obiad to już ledwo mam siłę, żeby choć odrobinę zjeść. Jeśli jednak zmuszę się do zrobienia kilku rzeczy to następnego dnia muszę leżeć i odpoczywać od rana do wieczora. Może to brzmi, jakbym się nad sobą użalała, jak wielka przesada, ale ja naprawdę z natury jestem osobą, która nie potrafi usiedzieć na miejscu, ma sporo energii i głęboką potrzebę wypełniania swoich obowiązków. Teraz muszę coraz bardziej odpuszczać... Obserwowałam moje koleżanki i siostrę, które w ciążach biegały prawie do ostatniej chwili, ale chyba jednak ma spore znaczenie to, że noszą jedno a nie dwójkę dzieci. Coraz bardziej obawiam się, że przyjdzie taki moment, że mąż rano będzie musiał mi przygotować kanapki i herbatkę w termosie a ja nie będę się ruszała z łóżka (czytałam na jakimś forum o takim przypadku!). Zaczynam martwić się coraz bardziej tym, że nie uda mi się skończyć tego semestru w szkole na czas....
Kolejne USG mam dopiero za prawie 3 tygodnie, kolejną wizytę za prawie 2 tygodnie, więc żeby się nie zamartwiać o ten twardy brzuch i komfort dzieciaków postanowiłam skoczyć prywatnie do lekarza i zajrzeć, czy wszystko jest OK, zbieram się więc, bo niedługo wizyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz